Opowiedz, jak to się stało, że związałaś się z seniorkami w grupie tanecznej „Gracja”. Skończyłaś studia z psychologii i pedagogiki, miałaś kilka różnych dziecięcych zespołów tanecznych i grupę modelek, pojawiasz się często jako jurorka młodzieżowych konkursów artystycznych. Skąd w twoim życiu wzięli się seniorzy?
Nigdy nie sądziłam, że będę pracowała z dorosłymi, ale myślę, że to taka naturalna kolej rzeczy. Zaczynałam z dziećmi, kończę na osobach dojrzałych. Przerobiłam pracę ze wszystkimi pokoleniami (śmiech). Kobiety z Uniwersytetu Trzeciego Wieku skontaktowały się ze mną, znając moje doświadczenia, a ja sama też jestem seniorką, więc się zgodziłam. Zaczęło się krokiem stepu. Pokazałam im, że stepowanie to forma „wybicia” z siebie energii, że można „wystukać” inny, lepszy dzień. Kiedy zobaczyły, jak stepuję, od razu zapragnęły się tego nauczyć. Na początku w ogóle nie było mowy o występach. Miały to być zajęcia z eleganckiego poruszania się, odkrywania własnego ciała, kroków tanecznych i samoakceptacji. Potem pojedyncze kroki stepu zostały opanowane i potworzyły się wiązanki ruchowe, z tych wiązanek wymyśliłam choreografię i już nie było innej możliwości jak pokazanie się w teatrze. Tak właśnie powstał zespół, który nie tylko występuje dla bliskich, ale także przy okazji różnych wydarzeń artystycznych: plenerów, koncertów charytatywnych, festynów rodzinnych i festiwali. Koncept się przyjął i niesamowita jest dla mnie ta integracja pokoleń, która daje seniorom poczucie przynależności do społeczeństwa.
Czyli zaczęło się bardzo niewinnie i rozrosło do nieprzewidywalnych rozmiarów. Teraz gościcie w Warszawie na VI Juwenaliach Trzeciego Wieku. Czy kobiety z koszalińskiej „Gracji” lubią takie występy? To przecież trudne emocje...
Nie tylko lubią, ale uwielbiają! (śmiech) One wręcz czekają, aż ktoś je zaprosi. Jak tylko otrzymujemy telefon, następuje ożywienie i zaczyna się niesamowity ruch. Dziewczyny biegają po sklepach, kupują szminki, dobre dezodoranty, ładne buty. Nie żałują na to pieniędzy. Kiedyś mi nawet powiedziały: „A w co mamy inwestować? W trumny?”. Inwestują zatem w siebie, w swoje możliwości. A tym samym zyskują ogromny szacunek otoczenia, bo nawet mężowie, którzy na początku się buntowali, teraz jeżdżą z nami na imprezy i dbają o żony jak nigdy dotąd.
Jak to się „buntowali”?
I to jeszcze jak! (śmiech) Byli bardzo niezadowoleni, że kobiety uciekają im z domu, że obiad nie zawsze zrobiony na czas... Mężowie musieli sobie nieraz radzić sami, nauczyć się samodzielności, bo niektórzy z nich po raz pierwszy byli zmuszeni ugotować sobie obiad. A jak miałyśmy wieczorem próby, to przychodzili nas kontrolować, czemu tak późno siedzimy w teatrze i czy na pewno w teatrze, czy może nie na jakichś podejrzanych imprezach albo u kochanków. Śledzili nas, ale sami potem zobaczyli, że my po 22:00 rzeczywiście byłyśmy na próbie, pot z nas spływał... Wracali więc do domów po kanapki, wody mineralne, odwozili samochodami – jak rodzic przedszkolaka.
Czyli te zajęcia także wpłynęły na ich związki?
Myślę, że tak. Otworzyło to mężczyzn, którzy dotychczas postrzegali kobiety jako pracujące dla nich, poświęcające się dla domu. Nagle zobaczyli, że kobieta jest równie atrakcyjna od strony duchowej, że ma też jako człowiek dużo do powiedzenia, że może być przyjacielem. I tak zaczęło się partnerstwo mężczyzn i kobiet. Jest to piękne, ponieważ do tej pory w naszej kulturze rola kobiety była bardziej „użyteczna”. W tej chwili my otwieramy swoją wolnością wolność dla mężczyzn, bo dzięki nam oni też się rozwijają i patrzą innymi oczami na świat.
A przychodzą też na twoje zajęcia, żeby nie tyle popatrzeć, co zatańczyć?
Niewielu jest mężczyzn seniorów tańczących. Nieraz próbowałam zasilić grupę w mężczyzn, ponieważ przydaliby się w tańcach takich jak polonez. Niestety, odnoszę wrażenie, że oni nie potrafią pokonać bariery wstydu przed tańcem widowiskowym. Na imprezach towarzyskich nie mają problemu, ale żeby pokazać się na scenie – to zupełnie co innego. Myślę, że może być to też związane z ich naturą, która jest bardziej kontemplacyjna. Na Uniwersytetach Trzeciego Wieku powstały rozmaite sekcje: fotograficzna, filozoficzna, spacerowa, które nie wymagają wzmożonego wysiłku fizycznego – większość ich uczestników to mężczyźni. Kobiety są fizycznie sprawniejsze, szczególnie w tym wieku. Jest to związane z różnymi uwarunkowaniami czysto biologicznymi – z racji wcześniejszych porodów czy znoszenia innych ciężarów życia. Poza tym wśród seniorów taniec nie jest najpopularniejszą formą aktywności. Na tegorocznych Juwenaliach Trzeciego Wieku występuje ponad 50 chórów, a tylko 10 zespołów tanecznych. W pewnym wieku sprawność ruchowa jest po prostu mniejsza i tę wewnętrzną potrzebę aktywności można przenieść na inne pole, np. muzyczne.
Jak wygląda twój zespół?
To 20 kobiet, w wieku od 50 do 74 lat. Poziom jest mniej więcej wyrównany. Może nie zawsze, jeśli chodzi o szybkość czy sprawność, ale wszystkie dziewczyny jednakowo starają się o jakość wykonania. Każdy moment wykorzystują, żeby przećwiczyć choreografię. Jestem z nich naprawdę zadowolona.
Po raz kolejny jesteście w Warszawie na Juwenaliach Trzeciego Wieku. Za pierwszym razem wywołałyście podobno lekki skandal...
Tak, to był kankan. Nikt się wtedy nie spodziewał, że kobiety w tym wieku mogą podołać z takimi krokami i takim rytmem. Potem były tańce cygańskie, polonez Kilara, a teraz stepujemy i przedstawiamy tańce greckie.
Za każdym razem coś innego. Dlaczego?
Ta różnorodność wynika z czysto pragmatycznych warunków naszych zajęć. Przede wszystkim chodzi nam o to, żeby uczyć się czegoś nowego i ciekawego. Nie zależy nam na specjalizowaniu się w tańcach ludowych czy współczesnych, tylko na szeroko pojętym rozwoju. Nie chcemy być w tym jednokierunkowe. Następnym tańcem, po mocno wysiłkowym stepie będzie dostojny kujawiak z polskimi kwiatami. W związku z brakiem mężczyzn w grupie przekształcimy klasyczny układ w choreografię na kobiety, ale nie w parach, tylko indywidualnie. Będzie to okazja do złożenia hołdu polskości i kobiecości.
W poprzednich edycjach Juwenaliów zajęłyście kolejno III, II i I miejsce. Teraz przyjeżdżacie do Warszawy po Grand Prix?
To jest nasze marzenie. Aczkolwiek zdajemy sobie sprawę, że jest wiele zespołów, które swoją ciężką pracą również zasłużyły na tę nagrodę. Konkurencja jest bardzo duża. Grup tanecznych jest coraz więcej i co roku każdy chce pokazać coś wyjątkowego. My na pewno będziemy się bardzo starały, by zaprezentować się z jak najlepszej strony. Nie mamy przy tym sztucznego napięcia na wygraną. Ciężko pracowałyśmy przez cały rok, żeby się teraz tutaj znaleźć, więc pokażemy to, co umiemy. A jeżeli w jury znajdą się osoby, do których wrażliwości dotrzemy, to będzie świetnie. Poza tym dziewczyny chcą też się zwyczajnie sprawdzić. Każdy rok to nowy taniec i podsumowanie pewnego etapu. Ciągle im powtarzam o rozwoju, że chcę widzieć w naszej pracy właśnie rozwój. Nie zależy mi na pokazywaniu w kółko tych samych elementów. Cieszy mnie także to, że zobaczymy inne zespoły z całej Polski. Może nas coś zainspiruje? Na pewno jesteśmy jedyną grupą stepujących seniorek. To będzie niespodzianka.
A co po Juwenaliach?
Zamierzam napisać monografię o zespole. Pomyślałam sobie, że miło by było zrobić dziewczynom coś, co uwieczniłoby te ulotne chwile tańca, coś co zostałoby po nas. Życie mija i wszystko się zmienia. Nawet my. Patrzymy na zdjęcia z poprzednich lat i dziwimy się, że szyje mamy już nie takie gładkie jak niegdyś (śmiech). Dziewczyny też męczą się bardziej w stepie. Najśmieszniejsze jest to, że na co dzień nie zauważamy tych zmian. Wydaje nam się, że jesteśmy ciągle takie same.
Jesteś bardzo aktywną seniorką. Tańczysz, układasz choreografie, sędziujesz w konkursach tanecznych, ciągle gdzieś jeździsz ze swoim zespołem, piszesz poezje, teraz ta monografia... Jak znajdujesz czas na to wszystko?
To czas znajduje mnie. Wydaje mi się, że mam go dużo i że zdarzenia same do mnie przychodzą, a ja w nich po prostu uczestniczę. Aczkolwiek nie jestem osobą biernie poddającą się przemianom. Próbuję uchwycić ten czas, złapać go za rogi, przytrzymać i troszkę ukształtować, nadać mu piętno siebie samej. Tego też staram się nauczyć moje dziewczyny z zespołu, żeby wiedziały, że to od nich wiele zależy. Osoby starsze mają tę przewagę nad młodymi, że wiele rzeczy są w stanie przewidzieć na podstawie własnych doświadczeń, wiedzą tym samym, jak czegoś dokonać. Zdają sobie sprawę z tego, co mogą, a czego już im zwyczajnie nie wypada. To poczucie granicy jest paradoksalnie budujące.
Czytają nas teraz internauci (seniorzy i nie tylko). Co chciałabyś im przekazać?
Nie siedźcie, wychodźcie z domów, poszukujcie, oglądajcie, podziwiajcie, czytajcie i – cytując Pinę Bausch – „tańczcie, tańczcie, inaczej jesteśmy zgubieni”.
Takiej pasji i zbawienia przez taniec oraz inne aktywności, na które nie miało się w młodości czasu, życzymy wszystkim seniorom. Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
---
Grażyna Mulczyk-Skarżyńska – psycholog, pedagog-choreograf, poetka, kobieta spełniona. Przez wiele lat prowadziła zespoły taneczne i kursy modelingu. Od 2007 roku uczy różnych typów tańca w grupie „Gracja” przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku na Politechnice Koszalińskiej. Jej zespół tańczących seniorek zdobył ostatnio po raz kolejny I miejsce na VI Juwenaliach Trzeciego Wieku w Warszawie.
Czytaj również: