To dość zastanawiające, że o ile termin pierwszego z tych świąt znają wszyscy, o tyle drugiego – tylko niektórzy, żeby nie powiedzieć: bardzo nieliczni niektórzy. Dziwne to tym bardziej, że oba są równie, by tak rzec, szacowne: liczą sobie ponad sto lat, przy czym to ojcowskie jest ledwie trzy lata młodsze od matczynego. I choć zapewne rzecz ma swoje racjonalne wyjaśnienie, mężczyźni niewątpliwie, nolens volens, rzadziej mogą liczyć na uroczyste potraktowanie swoich rodzicielskich zasług.
Skąd to święto?
Jak nietrudno zgadnąć – podobnie jak Halloween czy Walentynki – święto ojca przywędrowało do nas zza oceanu. Narodziło się w Spokane, mieścinie położonej na północnym zachodzie USA, w stanie Waszyngton. Pomysłodawczynią była Sonora Smart Dodd, córka weterana wojny secesyjnej, Williama Smarta. Usłyszawszy o ustanowieniu w 1907 roku Dnia Matki, zadała sobie pytanie, dlaczegóżby nie uczcić także, w podobny sposób, niewątpliwych dokonań ojców na jakże trudnym poletku wychowania progenitury. Za światły przykład posłużył jej własny rodzic, który od chwili śmierci żony dzielnie dawał sobie radę z samodzielnym wychowaniem szóstki dzieci. Czerpiąc inspirację z tak bliskiego sercu wzorca, Sonora zaproponowała, aby obchodzić to święto w dniu urodzin jej ukochanego staruszka, 5 czerwca. Miejscy radni pomysł zaaprobowali, ale – mając zapewne ku temu jakieś istotne powody – daty już nie: czas corocznych obchodów wyznaczyli na trzecią niedzielę tegoż miesiąca.
Po raz pierwszy zorganizowano je 19 czerwca 1910 roku. Czternaście lat później ideę zaaprobował prezydent Calvin Coolidge, w 1966 roku prezydent Lyndon B. Johnson nadał Dniu Ojca status święta państwowego, ale dopiero po kolejnych sześciu latach – oficjalnie, na szczeblu federalnym, zaakceptowano ustanowiony przez radnych z dalekiego Spokane termin harców i uroczystości z tej okazji.
Dziwna sprawa, niemniej – o ile w przypadku świąt, które rozprzestrzeniły się po świecie, początek swój mając w Ameryce, udało się wszędzie zachować tę samą datę obchodów, o tyle Dzień Ojca rozsypał się po narodowych kalendarzach niczym gwiazdy po niebie. Tylko niektóre – m.in. Holandia i Wielka Brytania – zaadaptowały co do joty ruchomy wariant amerykański. Litwa postawiła na pierwszą, a Austria – na drugą niedzielę czerwca, Finlandia, Norwegia oraz Szwecja na drugą niedzielę listopada, Niemcy zaś – na Zielone Świątki. W Hiszpanii, Portugalii czy we Włoszech uznano, że najlepiej będzie połączyć te obchody z imieninami św. Józefa, przypadającymi na 19 marca. Dania zdecydowała się na 5 czerwca. W Polsce – przy czym warto dodać, że obecne jest to święto u nas od 1965 roku – przypisano je do 23 czerwca. Identycznie jak w… Nikaragui.
W przywołanych przed chwilą Niemczech Dzień Ojca z czasem przerodził się w Dzień Mężczyzn. I kto wie – może ma to sens? Tatą nie w każdym przypadku bywa przecież ten dżentelmen, który spłodził dziecko. Jak wynika z – dosyć ogólnych, siłą rzeczy – szacunków, nie swoje potomstwo wychowuje mniej więcej osiem procent ojców, przy czym ponad połowa z nich nie ma o tym najmniejszego pojęcia!
Senior z tytułem szczególnym
Ponieważ jesteśmy tu w gronie ludzi w statecznym wieku, powiedzmy sobie szczerze, że seniorzy, właśnie seniorzy – także ci absolutnie bezdzietni – mają do Dnia Ojca prawo szczególne. Ktoś wie, dlaczego? Pani nie wie, pan nie wie… Proszę? Kto powiedział, że to z uwagi na tradycyjnie zajmowaną pozycję ojca rodziny? No brawo, zgadza się..! Co prawda ostatnio różnie z obsadą tej pozycji bywa, bo seniorki radzą sobie w roli aktywnych nestorek równie dobrze, albo nawet zdecydowanie lepiej, ale… zostawmy to w ten dzień świąteczny...
To co? Wszystkiego dobrego, Ojcowie!