I ma rację – to jedna z najlepszych i najprostszych metod na dodanie do zdrowego ciała równie zdrowego ducha.
W dobie internetu poszukiwanie własnych korzeni stało się łatwe. I przyjemne – bo przynosi szybkie i ciekawe, często niespodziewane efekty, nieustannie dostarczając poszukiwaczowi nowych satysfakcji. To gra logiczna, do której można włączyć się w dowolnym momencie, bez żadnych warunków wstępnych i przygotowań. Masz ją na wyciągnięcie ręki, nie potrzebujesz do tego specjalistycznej wiedzy czy doświadczenia (choć przydają się; zdobędziesz je jednak z czasem – często bezwiednie), pieniędzy, sił i czasu na wyprawy do archiwów lub parafii położonych w drugim końcu Polski (wystarczy internet, poczta elektroniczna, poczta). Historia twojej rodziny to twoja własna zabawa i ty tu rządzisz.
Gdy zaczynałem swoją wyprawę w przeszłość, miałem zapewne dokładnie takie same wątpliwości i opory, jak ty teraz. Wojna i niefrasobliwość moich przodków spowodowały, że pamięć w mojej rodzinie została niemal wykasowana. Dysponowałem szczątkowymi informacjami na temat moich dziadków, strzępami wspomnień najbliższych, zasłyszanymi plotkami czy legendami. Sprawy nie ułatwiał fakt, iż noszę wręcz przeraźliwie pospolite nazwisko. Marzyłem więc jedynie o tym, by odtworzyć historię rodziny od początku XX wieku.
Bardzo szybko okazało się, że moje wstępne założenia były błędne. Choć polskie archiwa przez wieki doznały licznych uszczerbków, to wciąż zawierają one nadspodziewanie wiele cennych dokumentów. I coraz więcej z nich jest już dostępnych za darmo w internecie (archiwa państwowe stopniowo udostępniają w sieci wszystkie swoje zbiory). Na szperaczy czekają takie strony, jak: www.szukajwarchiwach.pl, www.agad.archiwa.gov.pl, www.familysearch.org czy www.genealodzy.pl.
Poszukiwania przyniosły efekty, które przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Poznawałem coraz to nowe pokolenia, wydobywałem z mroku zapomnienia kolejnych swoich przodków. Z czasem udało mi się dotrzeć nawet do śladów sięgających 1590 r. oraz tropów prowadzących do przywileju nadającego członkom mojej rodziny wójtostwa jednej ze wsi (stąd wywodzi się moje nazwisko).
Nie zawsze poszukiwania kończą się sukcesem. W mojej historii rodzinnej wiele jest ścieżek nieodkrytych, tropów nagle urwanych. Nasi przodkowie przenosili się przecież z miejsca na miejsce, żenili w innych parafiach, zmieniali nazwiska, niekiedy ginęli bez wieści. Część dokumentów albo uległa zniszczeniu, albo dotąd pozostaje w ukryciu. W takich beznadziejnych – wydawałoby się – sytuacjach często jednak z pomocą przychodzi poszukiwaczom ich własna cierpliwość, wiedza i rada kolegów, czasem zwykły przypadek. Dlatego nigdy nie należy się poddawać. Te nie do końca udane próby poznania tajemnic przeszłości również współtworzą przecież rodzinną historię.
Informacje, które uda się zdobyć, i treść odkrywanych dokumentów często będą się wydawać suche, lakoniczne, wręcz banalne. To tylko pierwsze, mylne wrażenie. Zaklęte są w nich bowiem historie i obrazy niezwykłe – ludzkich obyczajów, losów, starań, marzeń, radości, nieszczęść i smutków. Niektóre śmieszą, inne napawają grozą, jeszcze inne po prostu ciekawią, niejednokrotnie pokazując naszych przodków z najmniej oczekiwanej strony. W kolejnych tekstach spróbuję wydobyć takie historie na światło dzienne i pokazać, że zawsze warto ich szukać oraz chronić przed zapomnieniem – choćby dlatego, że dzięki nim każdy z nas może uzyskać pełniejszą odpowiedź na pytanie: kim jestem i gdzie jest moje miejsce na ziemi.
Własna historia jest najciekawsza
Data aktualizacji: 30 grudnia 2019
Tak potrzebny nam wszystkim na co dzień ruch fizyczny warto uzupełnić gimnastyką umysłową – przekonuje Andrzej Lewandowski, namawiając czytelników do podjęcia poszukiwań wiedzy o swoich przodkach.