W cierpliwych poszukiwaniach szukamy informacji, które mogłyby okazać się użyteczne w dalszym działaniu – tak, jak byśmy chcieli uchwycić "końcówki nitek", po których można trafić do "kłębka" (im lepiej ogarniemy nasze archiwum domowe i im lepszy wywiad przeprowadzimy w rodzinie, tym więcej "nitek" będziemy mieli na starcie i tym bliżej "kłębka" się znajdziemy w punkcie wyjścia). Droga na skróty, omijanie całych pokoleń, poszukiwanie od razu informacji najstarszych, np. z XVII czy XVIII wieku – takie działania najczęściej prowadzą na manowce (błądzimy wówczas po omacku, często wyciągając błędne wnioski z przypadkowo zdobytych strzępów wiadomości).
Jak to wygląda w praktyce? Załóżmy prosty scenariusz: jedyne informacje na temat swojej rodziny, jakie posiadam, dotyczą mnie i rodziców; nic mi natomiast nie wiadomo na temat dziadków. Znam jednak datę i miejsce urodzenia mamy oraz taty. Skupmy się na tacie (z mamą postępujemy dokładnie tak samo). Podając znane mi dane, występuję do odpowiedniego USC o wydanie odpisu zupełnego (a najlepiej kserokopii oryginału) jego aktu urodzenia. Znajdę tam informacje o rodzicach taty, a więc o mojej babci i o moim dziadku – ich imiona, nazwisko rodowe babci, a także ich wiek w chwili narodzin syna (powinny być też informacje na temat zawodu dziadka, ewentualnie adres zamieszkania, dane świadków i chrzestnych; jeśli ich brakuje, dopytajmy o nie w USC – np. telefonicznie).
W ten sposób poznałem nie tylko swoich dziadków, ale i przybliżone daty ich urodzin. Przybliżone, gdyż wiek w dawnych dokumentach nie zawsze podawano precyzyjnie. W XVIII czy XIX wieku nie przywiązywano do tej kwestii większej wagi – w przypadku aktów zgonu osób starszych rozziew między stanem deklarowanym, a faktycznym, mógł sięgać nawet 20 lat!
Załóżmy, że od urodzin dziadka i babci nie minęło jeszcze sto lat. Wówczas ponownie zwracam się do USC o odszukanie ich aktów urodzenia. Dzięki tym dokumentom poznam dane pradziadka i prababci, w tym ich wiek (a więc przybliżone daty ich urodzin). I tak dalej – cofam się z o kolejne pokolenia (z tym, że dokumentów starszych niż sto lat muszę już poszukiwać w parafiach lub archiwach).
Metoda prowadzenia poszukiwań jest w sumie dość łatwa, ale zapewne bardzo szybko pojawią się pierwsze kłopoty. Historie rodzin rzadko bowiem bywają tak proste, by zrekonstruować je idąc jak po sznurku. Nasi przodkowie zmieniali miejsca zamieszkania – niekiedy wielokrotnie za życia, brali ślub z osobami z innych parafii, umierali z dala od domu, niektórzy rodzili się jako dzieci nieślubne, czasem zmieniali nazwiska lub używali kilku przydomków... Na drodze poszukiwacza z pewnością znajdziemy wiele tego typu okoliczności, które utrudnią pracę.
Powróćmy do naszego przykładu. Poznałem dziadków – imiona, nazwiska, przybliżone daty urodzenia. Co jednak zrobić wówczas, gdy z USC otrzymam odpowiedź, że takie osoby nie urodziły się w tych latach na terenie parafii czy gminy? Gdzie szukać informacji o tym, skąd przybyli do miejscowości, w której urodził się ich syn? Znając datę urodzenia taty oraz przybliżone daty urodzenia dziadków, mogę określić przedział czasu, w którym prawdopodobnie wzięli ślub (im węższy to przedział, tym lepiej) i poprosić USC o sprawdzenie, czy w archiwach znajduje się akt małżeństwa. W dokumencie tym odnajdę informacje na temat rodziców moich dziadków oraz miejsca ich urodzenia. Jeśli w USC nie ma aktu, wówczas muszę poszukać aktów zgonu dziadków (na podstawie informacji o tacie mogę znów określić przedział czasowy, w którym dziadkowie zmarli). W dokumencie tym powinny się znaleźć informacje m.in. na temat rodziców i miejsca urodzenia oraz małżonka osoby zmarłej (może też data i miejsce ślubu).
Jeśli tego typu zabiegi nie dadzą rezultatów, nie powinniśmy załamywać rąk. Możemy przecież spróbować poszukać wskazówek w innych źródłach...
Czytaj też: