Agnieszka Woś: Zacznijmy u samego źródła. Co sprawiło, że pewnego dnia narodziła się pana pasja?
Michał Morawski: Wszystko zaczęło się w szkole średniej, gdy miałem 14 lat. Wówczas moim ukochanym bohaterem literackim był Sherlock Holmes. Fascynujący detektyw zawsze palił fajkę, więc pomyślałem sobie, że i ja muszę to robić. Nabyłem wymarzony przedmiot – był wykonany z gruszy, czyli według dzisiejszych standardów nie nadawał się do użytku – kupiłem też jakiś podły ówczesny tytoń. Skończyło się to problemem zdrowotnym, bo fajkę trzeba umieć palić, a wtedy nie było kogo o to zapytać. Jednak moja miłość do Sherlocka okazała się silniejsza od ewentualnych niedogodności, dlatego też wkrótce opanowałem sztukę palenia. Paliłem przez wiele lat, aż urodziła mi się córka. Wtedy też podjęliśmy z żoną decyzję, że tytoń musi zniknąć z mieszkania. Jednak w owym czasie posiadałem już dużą kolekcję fajek, więc pomyślałem: „palić – nie, ale zbierać – tak”. I tak właśnie wygląda najzdrowszy kontakt z fajkami, jaki można mieć.
Ta pierwsza fajka… musiała dobrze zapaść w pamięć.
Kupiłem ją za wczesnego Gomułki. Wówczas wybór był żaden, kioski ruchu oferowały niedbale wykonane fajki z najpodlejszego drewna i tytoń, który przypominał siano. Można zatem powiedzieć, że początek mojej przygody z fajką pozostawia wiele do życzenia.
Od tamtego czasu kolekcja znacznie się rozrosła. Ile egzemplarzy zawiera obecnie?
Zbieranie fajek zaczyna się od palenia. Obowiązuje taka niepisana zasada, że kolekcjoner zaczyna od kilku – powiedzmy siedmiu – fajek użytkowych, ażeby mieć jedną na każdy dzień tygodnia. Jednak każdy właściciel tych kilku egzemplarzy i eleganckiego stojaka na fajki w pewnym momencie dochodzi do wniosku, że można by poszerzyć kolekcję. Niekiedy fajczarze posiadają i kilkaset fajek, a dumą napawa ich wielkość zbioru. Jednak na najwyższym szczeblu kolekcjonerstwa, na którym dominują fajki w klasie muzealnej, kolekcjonerzy gwałtownie redukują liczbę egzemplarzy, zostawiając tylko te najcenniejsze. Zestaw, który ja pokazuję w muzeach polskich (m.in. w Muzeum Dzwonów i Fajek w Przemyślu czy w Muzeum Miasta Gdyni), zawiera od 30 do 60 sztuk. Każda z nich ma swoją historię i ogromną wartość, jednak osobiście jestem dumny tylko z poszczególnych egzemplarzy o najwyższej jakości.
A najciekawsze egzemplarze to…?
Jedną z moich fajek z Miśni ozdabia piękna miniatura Marii Magdaleny, namalowana na podstawie obrazu Pompeo Battoniego. W okresie 1815-1830 należała do najdroższych egzemplarzy, jakimi wówczas handlowano, a jej cena katalogowa wynosiła dziesięć talarów. Aby wyobrazić sobie wysokość tej kwoty, wystarczą dokumenty z epoki, według których zamek w Rynie sprzedano za trzysta talarów. Niesamowicie rzadki przedmiot, prawdopodobnie jedyny taki na świecie. Warto zaznaczyć, że w tamtych czasach wybitni malarze przenosili znane obrazy na małe obiekty przy pomocy cieniutkich pędzelków bobrowych i szkieł powiększających. Drugą ciekawą fajkę nabyłem w czasie wystawy „Fajki z Kolekcji Michała Morawskiego” w Przemyślu, który jest zarazem polskim centrum produkcji fajek. Jednym z tamtejszych mistrzów jest Bartłomiej Antoniewski, który rzeźbi w korzeniu wrzośca. To niezwykle trudny materiał do obróbki, bardzo twardy i wytrzymały. Będąc w mieście, zapytałem mistrza, czy stworzyłby coś specjalnie dla mnie, na pamiątkę przemyskiej wystawy. Zgodził się, zrobił mi zdjęcia profilu i en face i przy pomocy wiertła dentystycznego wyrzeźbił moją podobiznę na główce fajki. Bardzo precyzyjne wykonanie.
Które z fajek z kolekcji darzy pan największym sentymentem?
Kiedy zaczyna się śledzić historię danej fajki, nabiera się do niej stosunku uczuciowego. Mam na przykład wykonaną w srebrze fajkę z medalionami hrabiego Potockiego i jego żony Marii Zamoyskiej z datą 1738. Kryje się za nią jakaś wielka tajemnica, bo jako historyk fajki wiem, że przedmiot wykonano w późniejszym okresie, prawdopodobnie na specjalną okazję. Może chodziło o rocznicę ślubu? Do tej pory staram się dociec prawdy – wiem, że okoliczności musiały być ważne, gdyż widziałem identyczną fajkę stworzoną w tym samym warsztacie dla króla pruskiego. To mówi samo za siebie. Kawał historii został zaklęty w tak małym przedmiocie – trudno nie mieć do niego sentymentu. Warto też wspomnieć o mojej najstarszej, glinianej fajce z 1631 roku z Holandii, znalezionej w trakcie pogłębiania Motławy. Nie jest może do końca dekoracyjna, ale sam fakt, że można zapalić tytoń w egzemplarzu z XVII wieku nadaje jej niesłychaną wartość. Jest to jedna z najstarszych fajek w Polsce. Starszą ma tylko wybitny kolekcjoner pan Edward Zimmermann z Gdańska.
Czy zdobycie jakiejś fajki nastręczyło panu wyjątkowych trudności?
O fajki walczę przeważnie na międzynarodowych aukcjach, gdyż podobnie jak obrazy czy inne dzieła sztuki wystawia się je na licytacjach. Ostatnio w niemieckim domu aukcyjnym w Metz brałem udział w trudnym wyścigu po „Finis Poloniae”. Jest to fajka wykonana prawdopodobnie w 1833 roku, krótko po klęsce polskiego powstania, kiedy to przegrane oddziały przekraczały granice Prus i tam chroniły się przed wojskami rosyjskimi. Wtedy też wybitny niemiecki malarz Dietrich Monten namalował olbrzymi obraz „Finis Poloniae”, który obecnie wisi w Muzeum Narodowym w Berlinie. Ktoś zamówił również fajkę z miniaturową kopią malowidła. Tego typu przedmiot – przepiękny, wartościowy i w dodatku ważny historycznie – zasługuje na to, by walczyć o niego w sposób zawzięty.
Oprócz fajek kolekcjonuje pan również tobacciana, czyli akcesoria związane z paleniem.
Zwykle fajczarze zbierają różne przedmioty związane z paleniem. Przykładowo – człowiek palący fajkę stanowił motyw często wykorzystywany w malarstwie. Dlatego też kolekcjonerów interesują określone portrety, które można poddać analizie; w danym okresie wytwarzano fajki w sprecyzowanym kształcie, co daje pasjonatom sposobność do przeprowadzenia ciekawych studiów porównawczych. Kolekcjonerzy gromadzą również inne piękne akcesoria. Ostatnio widziałem na aukcji na Ebayu niezwykły, osiemnastowieczny ubijacz do tytoniu w kształcie kobiecej nogi ubranej w piękny bucik i pończoszkę z podwiązką. Zbiera się również porcelanowe pojemniki na tytoń i podstawki, które eksponują piękno fajek. Bardzo popularne wśród kolekcjonerów są też tzw. netsuke, czyli małe figurki przedstawiające zwierzątka i palaczy. Ich historia sięga XIX wieku – wówczas w Japonii zaczęły stanowić ważny element ekwipunku fajczarza. W tamtym okresie eleganccy dżentelmeni chodzili w kimonach, które nie posiadały kieszeni. Musieli trzymać gdzieś pojemniki na tytoń i fajki, dlatego też nosili przy sobie specjalne woreczki przywiązywane do pasów za pomocą sznurka. Na samym jego końcu wisiały rzeźbione netsuke, które utrzymywały sakiewki przy pasie. Do Międzynarodowej Akademii Fajki – największej organizacji zbieraczy fajek – należy kolekcjoner, który zbiera wyłącznie netsuke zawierające element fajki. Interesuje go więc bardzo wąska grupa przedmiotów.
A w kwestii samych fajek – czy zbiory kolekcjonerskie również skupiają się na określonych „motywach przewodnich”?
Większość kolekcjonerów – ja jestem akurat wyjątkiem – zbiera fajki tematyczne. Na przykład należący do Akademii pan Feliks Vantienhoven z Holandii, były główny księgowy Phillipsa, kolekcjonuje wyłącznie fajki wykonane w srebrze oraz pochodzące z polskiego Podhala. Są ludzie, którzy koncentrują się jedynie na niemieckich fajkach militarnych. Przez 30 lat przed pierwszą wojną światową każdy rocznik żołnierzy niemieckich w czasie rezerwy otrzymywał fajki z nazwiskami. Wielu kolekcjonerów znajduje w tym pasję, bo przykładowo odnajduje przedmiot należący do dalekich krewnych, którzy służyli np. w 17 pułku konnym. Część kolekcjonerów jeszcze bardziej zawęża poszukiwania, zbierając tylko „konnicę” albo „piechotę”. Ja ustaliłem sobie inną zasadę. Wymyśliłem nawet roboczy tytuł – „Fajka jako dzieło sztuki”. Znaczy to, że moje fajki muszą przede wszystkim spełniać kryteria dzieł sztuki.
Abstrahując od pana kolekcji, czy są takie fajki jak Stradivarius pośród instrumentów?
Zdecydowanie tak – fajki z pianki morskiej. Osiągają najwyższe ceny na światowych aukcjach, ponieważ są wykonane z materiału łatwego w obróbce i dającego rzeźbiarzowi olbrzymie możliwości. Przeważnie są niesamowicie dekoracyjne, niektóre posiadają na główce całe sceny batalistyczne, a te najlepsze są zwykle wykończone srebrnym kapturkiem. „Stradivariusami” można też nazwać porcelanowe fajki z XVIII i pierwszej połowy XIX wieku, na których umieszczono wybitne dzieła malarskie. Po tym okresie do zdobienia ceramiki zaczęto używać kalkomanii, a era unikatowych fajek porcelanowych dobiegła końca. Nadal wytwarzano piękne egzemplarze, jednak można je było multiplikować w nieskończoność. Nie miały już zatem dla kolekcjonerów dużej wartości.
A fajki Święte Graale, niemożliwe do zdobycia?
Wielu ludzi kupuje fajki ze względu na ich wcześniejszych właścicieli, szczególnie tych bardzo znanych. To dodatkowy atut. Niedawno na aukcji licytowano dziewiętnastowieczną fajkę wicekróla Anglii. Dla wielu kolekcjonerów, szczególnie brytyjskich, jest to nad wyraz ważny przedmiot, niosący ze sobą fragment historii. Istnieją też fajki innych znamienitych osób – księcia Poniatowskiego, Napoleona czy Fryderyka Chopina.
Na koniec – dlaczego warto zbierać fajki?
Fajki są zawsze związane z ludźmi, z historią, z życiem. Zakup każdego egzemplarza powoduje, że szukam wszelkich możliwych informacji na jego temat oraz czytam dużo książek o okresie historycznym, z którego pochodzi. Wchodzę w dziwny, piękny świat, w którym jakiś przedmiot niesie ze sobą opowieści, kawałek przeszłości. Ta pasja jest dla ludzi zamiłowanych w zgłębianiu pewnej wiedzy – dzięki fajkom można dotrzeć do ogromu ciekawych treści.
Michał Morawski – dyrektor w międzynarodowej firmie inżynierskiej GEA, pasjonat i kolekcjoner fajek, autor książki „O fajce prawie wszystko”. Fajki i tobacciana zbiera od ponad 40 lat.
Autorem fotografii przedstawiającej Michała Morawskiego z jego kolekcją jest Jacek Barcz. Serdecznie dziękujemy za udostępnienie.
Czytaj także
4 powody, by otworzyć kolorowankę dla dorosłych
Warcaby, szachy, mahjong… Gry, które rozwijają umysł