Idę tropem lat dawnych. Za sprawą przyjaciela Grzesia Wójcika. Redaktor Grzegorz, biegły w historii, języku i metodzie zachęca tu seniorów do dociekań rodzinnie-historycznych. Słusznie!
Po prawdzie, to apel nie tylko do seniorów, lecz też do juniorów. Żeby późniejsi seniorzy nie mieli kłopotów z pamięcią… Niestety, tacy to już jesteśmy, że gdy jest właściwy czas i właściwi rozmówcy – o tym, co było, brakuje czasu i ochoty. Rosną zaległości, piętrzą się, i dopiero, gdy przychodzi czas „naddojrzały”, dochodzimy do wniosku, że się dopuściliśmy karygodnych zaniedbań. A czasem – nie spłaciliśmy nawet części długu poprzednikom, którzy mościli nam drogę przez życie. Jak umieli, jak mogli. Często sobie od ust odejmując…
Dzięki Redaktorowi naszła mnie ta refleksja całkiem niedawno. Wpadłem do pana Marka, który prowadzi kwiaciarenkę, a ponieważ interes jest międzypokoleniowy, to i wiedza rozległa. Pan Marek dobrze wie, jak było i jak jest np. w Dniu Kobiet – ile kwiatów przygotować. Które imiona drzewiej popularne – pozanikały, które z mgły niepamięci wróciły do łask. Ile dziś Baś, Kaś, Małgoś, Józiów, Kaziów – i jakie „wiem” jest do tych imion przywiązane. Ciekawe, temat na doktorat…
Dwudziestego drugiego było Cecylii. Czyli – mojej Babuni. Są dziś Cecylie w młodym pokoleniu? Są Apolonie, jak miała na imię siostra Babuni? Wybitny pedagog. Szefowa wielu stołecznych szkół; zasłużona w nauczaniu konspiracyjnym.
Z rozmowy wynikła „praca pamięciowa”. Malutka, drobniutka, ludziom życzliwa, do uśmiechu skora. Genialnie gotowała i piekła. Potrafiła zrobić smakołyk „z niczego”… Gdy z regionu nad Wartą Hitler tworzył Warthegau, wyrzucił wielu Polaków. W tym tych, których uznano za potencjalnie groźnych. Szukałem kiedyś spisu wysiedlonych, Niemiec jest przecież porządny w dokumentacji. Niestety, nie znalazłem – pewnie rodacy zaniedbali. Wiem tylko, że usunięto m.in. prawników, aptekarzy… Część rodziny mieszkała w Warszawie, więc wypędzeni dołączyli do społeczności stołecznej. Zamieszkali na Zielnej 13, na podwórku popiersie, chyba Kierbedzia… Dwoje znalazło grób w czasie Powstania blisko domu. Wcześniej szukali najmłodszego – był w Armii Poznań. Spodziewali się, że zakończył Wrzesień z raną. W szpitalach nie znaleźli, grób też anonimowy – chyba gdzieś w Łomiankach…
Malutka, drobniutka wzięła na siebie wielki trud utrzymania rodziny, w tym starszego męża. Dokonywała cudów… Jak wiele kobiet z Jej pokolenia. Po Powstaniu opuszczała Warszawę wraz z siostrą. Bez synów – tego poległego we Wrześniu i tego zamordowanego w KL Auschwitz, bez córek – jedną właśnie pochowała, druga szła do niewoli, jako Akaczka, z oddziałem, trzecią po studiach rolniczych los rzucił gdzieś pod Baranowicze. Bez męża, bo on został w grobie popowstaniowym, bez synowej – gdzieś pod gruzami… Dwie starsze już panie, jedna z kontuzjowaną nogą… Ale obie wciąż z silną wolą życia, przetrwania. Wzięły „na drogę” nie za dużo, bo ile mogły unieść? Ale pamiątki rodzinne wzięły – i różne dokumenty…
Po wojnie też nie poddały się tylko rozpamiętywaniu ciężkiej przeszłości. Wróciły, Apolonia – nauczycielka – do nauczania (szkoły na Górnośląskiej, na Skaryszewskiej, na Stawkach), Babunia – Cecylia – do miasta, z którego Hitler wypędził… Bez tych, których zostawiła w warszawskiej mogile. Mieszkania nie odzyskała – pewnie bidula nie miała tzw. siły przebicia, warunki długo były bardziej niż spartańskie…
Jakieś dawne meble się znalazły, jakaś cukiernica, jakieś albumy ze zdjęciami rodzinnymi, gramofon z korbą, płyty z chórem Dana… Wróciła córka-rolniczka, zaczęły dalej razem pracowicie pchać wózek życia. I zawsze ze staraniem o pogodę ducha. I wciąż także z myślą o innych…
Cecylia z Apolonią
Data aktualizacji: 29 listopada 2019