Polacy lubią trochę ponarzekać. Nic nie jest dobrze, a jak jest, to pewnie zaraz się popsuje. Wiecznie uśmiechnięci optymiści działają na nerwy, bo kto to widział, żeby ciągle być zadowolonym? A może pesymizm zwyczajnie czasem się nam przydaje? Sprawdź, co myślą o tym psycholodzy.
Lubimy stan przygnębienia?
Ludzi można klasyfikować według różnych kryteriów, a jednym z nich jest szklanka – wystarczy do niej wlać wody i wiadomo, kto ponurak, a kto z pozytywnymi wibracjami. Według psychologów, kultury Zachodu i Wschodu wyraźnie różnią się między sobą mentalnością. W świecie zachodnim stawia się na osobiste szczęście, samorealizację, szanowanie uczuć i przekonań jednostki. Takie warunki sprzyjają postawie optymistycznej, bo mając poczucie własnej wyjątkowości łatwiej uwierzyć w dobry scenariusz.
Na Wschodzie jest inaczej. Dominuje tu „kolektyw”. Ludzie są bardziej nastawieni na życie w grupie, co zmusza do rezygnacji z części swoich marzeń na rzecz interesów całej wspólnoty. To zaś może wpływać negatywnie na samoocenę i potęgować wewnętrzne niezadowolenie. Można też wyróżnić pesymizm „globalny” i „lokalny”. Właśnie na przykładzie Polaków widać to idealnie. Bardzo dużo osób przyznaje, że osobiście to owszem, są szczęśliwi, powodzi się im coraz lepiej, ale gdy zapytać o całokształt, nastrój zmienia się o 180 stopni. Jest w nas trochę mentalnego Wschodu i Zachodu.
Co słychać?
Podział na optymistów i pesymistów jest bardzo umowny. W realnym świecie trudno znaleźć człowieka reprezentującego wyłącznie jedną z tych postaw przez 24 godziny na dobę. Postawa skrajnie pesymistyczna to bardzo często po prostu depresja, a i nadmierny optymizm potrafi kryć jakiś emocjonalny deficyt.
Nie ma jednak wątpliwości, że w swoim otoczeniu preferujemy osoby z pozytywnym nastawieniem do życia. Zarażają nas swoim optymizmem i jakoś tak raźniej od razu się robi na duszy, jest chęć do działania, są miłe wspomnienia. Tylko czy rzeczywiście ci wieczni optymiści to tacy weseli, radośni ludzie? Nie do końca. Optymizm bywa często tylko fasadą. Słynne amerykańskie „I’m fine” to nie tyle wyraz wewnętrznego przekonania, co zwykła, grzecznościowa formułka.
Zdrowy optymizm
Z pesymizmem jest jak ze stresem, w rozsądnej dawce jest świetnym impulsem do działania, w nadmiarze zwyczajnie szkodzi. Bazą wyjściową powinno być pozytywne myślenie. To ono sprawia, że łatwiej nawiązujemy znajomości, mamy bardziej udane związki, lepiej dogadujemy się z dziećmi i rodzicami. Optymiści z reguły mają mniej kompleksów, nie cierpią tak strasznie z powodu porażek, szybciej pozbywają się złych emocji. Ba, optymiści żyją dłużej! To dlatego, że z większą pogodą znoszą swoją starość, nie zżera ich stres, a kiedy chorują, potrafią znaleźć motywację, by wrócić do zdrowia.
I przydatny pesymizm
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Pesymizm potrafi być bardzo twórczy! Psychologowie mówią o pesymizmie defensywnym, który, mimo wyobrażania sobie najgorszych zakończeń danej sprawy, jest niezwykle przydatnym narzędziem. Umiarkowani pesymiści często zachowują się bardziej racjonalnie i mają więcej zdrowego rozsądku.
Czytaj też: Meteopatia (meteoropatia) – objawy, leczenie, przyczyny
Czy optymiści rzeczywiście mają lepiej?
Data aktualizacji: 11 lipca 2017
~ 2 minuty czytania