Marzenie o Szeherezadzie

Za mną 80 lat życia - lat lepszych i gorszych, lat zmagań z problemami i lat wielu radości - jak u każdego z nas. I rok ubiegły, kiedy to los okrutnie zakpił ze mnie, każąc mi podjąć dramatyczną decyzję… - tak zaczyna się książka mojego taty.

„Marzenie o Szeherezadzie”, bo tak brzmi jej tytuł, to przede wszystkim wspomnienie lat spędzonych w dalekim kraju, gdzie według legendy, dawno temu iracka księżniczka snuła swą opowieść przez tysiąc i jedną noc.

Książka ta pewnie nigdy by nie powstała, gdyby nie choroba, która dopadła tatę i decyzja, którą musiał podjąć – zgoda na amputację nogi. To coś niewyobrażalnego - człowiek dostaje skierowanie do szpitala z nadzieją wyleczenia, a po kilku dniach zostaje wypisany do domu jako inwalida.

Wali się wszystko - dotychczasowe życie, codzienne rytuały, plany i cele jeszcze niezrealizowane. Zaczyna się nowy rytm dnia, zależność od bliskich, wątpliwości i chwile załamania. Tak trudno pogodzić się z nową sytuacją, ze świadomością, że już nic nie będzie tak samo jak dotychczas.

Trzeba od nowa uczyć się podstawowych czynności, przyzwyczajać do wózka, a potem, już z protezą nogi, pokonywać centymetry mieszkalnej przestrzeni. Wszystko to niełatwe, tym bardziej, że nie jest się już młodym, że ciąży wiek i postura.

Pisanie książki to swego rodzaju terapia. Można oderwać myśli sięgając w głąb pamięci aby odtworzyć wydarzenia sprzed lat. Jest zajęcie i satysfakcja, że kiedyś prawnuki może sięgną po książkę i poznają historię swego antenata.

Od dramatycznego wydarzenia minęły prawie dwa lata. Wszyscy pogodziliśmy się z nową sytuacją. Życie toczy się dalej, a ja cieszę się, że wciąż mam oboje rodziców.
Więcej z kategorii Film, muzyka i książki
Najlepsze polskie komedie lat 70., które bawią do łez
Dwa portrety Agnieszki Osieckiej
Seniorzy śmieją się z samych siebie [FILMY]
Powiązane artykuły
Polskie piosenki przedwojenne – część 1
7 najsłynniejszych piosenkarzy XX wieku
Polskie piosenki z lat 50. Muzyczna podróż w przeszłość
CafeSenior poleca: Hotel Marigold
Po prostu „Gołas”