Anna Nehrebecka sama nie wie, skąd wzięło się to powiedzenie. Może powstało po „Ziemi obiecanej” Andrzeja Wajdy albo po „Rodzinie Połanieckich” Jana Rybkowskiego? Rozwiązanie tej zagadki należy zostawić historykom kina. W każdym razie ona szybko się do tej „panny z dworku” przyzwyczaiła, a nawet ją polubiła.
Z Nowogródka do Bytomia
Jej dziadkowie ze strony matki pochodzili z okolic Nowogródka. Mieli tam swój niewielki majątek, ale ona nie zdążyła go zobaczyć, bo w czasie rewolucji cała rodzina musiała stamtąd uciekać. Razem z matką po raz pierwszy odwiedziła te strony dopiero w 1992 roku.
– Znalazłam tam tylko ślad po parku i rodzinne groby, bo nie było już nawet ruin – wspomina. Wojenne losy jej rodziny to niemal gotowy scenariusz na film. Brat jej mamy był poszukiwany przez NKWD w Wilnie. Cudem udało mu się uciec komunistom i przez Władywostok dotarł aż do… Japonii.
– To była zasługa japońskiego konsula, który wydawał Polakom wizy, ratując ich w ten sposób. Poza tym wuj miał dużą fantazję, a gdy się walczy o życie, to człowiek ma różne pomysły – śmieje się aktorka. Potem znalazł się w Szkocji i walczył w dywizji pancernej gen. Maczka. Nigdy już do Polski nie wrócił. Po wojnie pracował jako dziennikarz w BBC, więc w PRL-u jego nazwiska nie wolno było wypowiadać publicznie. Nehrebecka zobaczyła go po raz pierwszy dopiero po 1956 roku, kiedy mogła już wyjeżdżać na Zachód. Ona sama urodziła się w Bytomiu, gdzie wojenne losy rzuciły z Warszawy jej rodziców.
– Całą okupację przeżyli w Warszawie. Po upadku powstania znaleźli się w obozie w Pruszkowie, ale udało im się uciec. Dotarli do Częstochowy, gdzie mieszkała część ich rodziny, a potem do Bytomia,
w którym zostali kilka lat – mówi.
Aktorskie korzenie
Aktorstwo Nehrebecka wyssała z mlekiem matki, która przed wojną była członkiem „Reduty” Juliusza Osterwy. Jej wuj współpracował z teatrem w Wilnie, a dziadek śpiewał w słynnej „La Scali”.
– Ten zawód zawsze mnie pociągał, choć nigdy nie byłam dziewczynką, która recytowała wierszyki na cioci imieninach. To była dojrzała decyzja i podjęłam ją ze świadomością trudności, z jakimi się zmierzę – śmieje się.
Od początku kariery pracuje w Teatrze Polskim. A właściwie pracowała, bo niedawno dowiedziała się, że jej kontrakt wygasł i umowa o pracę nie zostanie przedłużona...
Żona dyplomaty
Jej mąż, Iwo Byczewski, jest zawodowym dyplomatą. Poznali się na wakacjach w Dębkach nad morzem. Po trzech miesiącach znajomości zaręczyli się. Ślub wzięli w 1978 roku. Ostatnio był ambasadorem w Tunezji, a ona dzieliła swój czas pomiędzy Warszawę i Tunis, ale niedawno wrócili do kraju. Byczewski został odwołany z placówki. Wcześniej był ambasadorem Polski w Belgii. Do Brukseli wyjechali całą rodziną i spędzili tam kilka lat.
– Życie żony ambasadora nie wygląda jednak tak różowo jak w filmach, a legendarne przyjęcia i bankiety można między bajki włożyć, bo nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. Teoretycznie byłam tam osobą prywatną, ale miałam dużo obowiązków – opowiada.
W Brukseli starała się przybliżyć Belgom naszą kulturę i historię. Organizowała wieczory kulturalne i koncerty.
– Udało mi się odrestaurować fortepian należący kiedyś do Paderewskiego. To był stary Steinway, jeden z pierwszych sprowadzonych do Brukseli – mówi.
Do Belgii wyjechali razem z dwiema córkami. Obie zrobiły tam maturę i skończyły studia. Starsza, Agata – politologię i studium dziennikarskie, a młodsza, Magda – Akademię Sztuk Pięknych. Kiedy opuszczali Brukselę, Agata dostała propozycję stażu w agencji prasowej przy Unii Europejskiej. Teraz pracuje w biurze prasowym Europarlamentu. Magda po skończeniu studiów wróciła do Polski. Obecnie jest graficzką w jednym z wydawnictw. Całą rodziną spotykają się głównie podczas świąt.
Radna od nazw
Po powrocie do Warszawy Nehrebecka znów zaczęła grać i została radną. Reprezentuje Platformę Obywatelską. Już drugą kadencję jest przewodniczącą Komisji Nazewnictwa.
– Nie jest to prosta sprawa, bo zmiany nazw ulic wiążą się ze sporymi konsekwencjami i kosztami – mówi.
Wolny czas lubi spędzać na działce pod Warszawą. Tam najlepiej odreagowuje stresy. Marzy o spokoju i o tym, żeby nie przejmować się za bardzo.
– Nosi mnie i mam taki charakter, że zawsze coś muszę robić, a przede wszystkim za bardzo się wszystkim przejmuję. I nie jestem odporna na chamstwo – podkreśla Anna Nehrebecka
Czytaj także:
Wywiady z aktorami i aktorkami polskiego kina
Mariola Bojarska-Ferenc: Nie boję się niczego i nikogo
Majka Jeżowska: Młodość ma się w głowie [WYWIAD]
Emilian Kamiński: Nie byłem przewidziany do wyższych celów
Plan na starość Piotra Pustelnika – wiek nie ma znaczenia