Jest Pani optymistką?
Tak, i staram się tym pozytywnym podejściem do świata zarażać innych. Często się uśmiecham, żartuję, lubię się wygłupiać. Mam w sobie dużo z dziecka, jestem otwarta, spontaniczna i wychodzę z założenia, że każdy człowiek z natury jest dobry. Może właśnie dlatego ciągle spotykają mnie jakieś fajne rzeczy, przyciągam też wielu ludzi, którzy posiadają megapozytywną energię. Takie nastawienie pozwala mi zachować młodość, witalność i radość życia. Nie zamierzam być w przyszłości nudną seniorką! (śmiech).
Tytuł „Optymista Roku”, który nadano Pani dwa lata temu, zobowiązuje?
Jak najbardziej! Otrzymałam go na uroczystej gali w Ostródzie, podczas której zaśpiewałam jeden z pierwszych swoich przebojów, czyli „Od rana mam dobry humor”. Moje piosenki zresztą zawsze były melodyjne i optymistyczne. I dziś, kiedy obserwuję dorosłą publiczność na swoich koncertach, jestem szczęśliwa. Widzę, że przez moment zapominają o swoich problemach, zmartwieniach, wracają na chwilę do beztroskiego dzieciństwa… bo moja muzyka nie tylko łączy pokolenia, ale daje wszystkim dużo radości.
Pani nigdy nie miała pod górkę?
Owszem, zdarzały mi się różne kryzysy i momenty narzekań, lecz były chwilowe i szybko odchodziły w niepamięć. Jestem postrzegana jako radosna osoba, co oczywiście nie oznacza, że wszystko układało się w moim życiu tak, jakbym tego chciała. Czasem spotykałam na swojej drodze nieuczciwych i zawistnych ludzi, Ponosiłam porażki, traciłam bliskie mi osoby... Moja otwartość bywała niekiedy zgubna, na szczęście nie jestem szczególnie pamiętliwa (śmiech). Zamiast rozpamiętywać złe rzeczy, wolę skupiać się na teraźniejszości. Koncentrować na zadaniach, które mam do wykonania.
Na przykład?
Wbrew pozorom nie ograniczam się do działalności estradowej czy nagrywania płyt. Od lat angażuję się w rozmaite projekty. Dzięki temu jestem ciągle w ruchu, a co za tym idzie – nie gnuśnieję. Zawsze powtarzam, że młodość ma się przede wszystkim w głowie, a ja nie zamykam się na nowe doznania, każdy dzień jest dla mnie fascynującą przygodą. Niestety, często sami stawiamy sobie ograniczenia, zbyt mało mówimy o swoich potrzebach, a za bardzo przejmujemy się opiniami innych. A kiedy zaczyna się myśleć, że nie spotka nas już nic dobrego, to początek końca. Mnie mnóstwo rzeczy daje frajdę i satysfakcję.
A konkretnie?
Jako Ambasador Dobrej Woli UNICEF Polska biorę udział w kampanii „Wszystkie Kolory Świata”. W ramach projektu dzieciaki z placówek oświatowych w całej Polsce uczą się tolerancji i otwartości na inne kultury. Tworząc szmaciane laleczki, rozwijają swoją kreatywność, poznają czym jest fundraising i poprzez zabawę zbierają fundusze dla rówieśników z biednych rejonów świata. Z kolei w Radomiu, od 13 lat odbywa się ogólnopolski festiwal „Rytm i melodia”, którego celem jest odnajdywanie młodych talentów wokalnych.
Najmłodszym owocem mojej działalności jest „Akademia Edukacji i Rozwoju Majki Jeżowskiej”, w której rodzice z pomocą doświadczonych ekspertów zdobywają wiedzę na temat wychowywania dzieci i rozwijania pasji.
Jako członek Rady Fundacji Ronalda McDonalda działam na rzecz wczesnego wykrywania chorób nowotworowych u najmłodszych. Dzięki fundacji w Krakowie-Prokocimiu powstał pierwszy w kraju „Dom poza domem”, czyli bezpłatny hotel dla rodziców dzieci dotkniętych ciężką chorobą.
Tego rodzaju aktywność daje Pani siłę i motywację do lepszego życia?
To sens bycia osobą popularną, motor do działania! Jestem kreatywna i lubię działać! Uwielbiam otaczać się młodymi ludźmi, bo mają cudowną energię i nic ich nie ogranicza. Staram się skracać z nimi dystans, bo nie ma go we mnie samej. Mam wrażenie, że w środku jestem wciąż młodą dziewczyną, przed którą stoi wiele wyzwań i możliwości, że mam dopiero trzydzieści parę lat...(śmiech). To sprawia, że cały czas jestem w niezłej kondycji psychicznej, mam świetne samopoczucie, rozpiera mnie energia. To również efekt tego, że żyję w zgodzie z samą sobą.
To znaczy?
Robię to, co kocham i co najlepiej potrafię, to podstawa spokoju serca i umysłu. Jestem osobą wolną i niezależną, bez tego czułabym się potwornie ograniczona. Nie chcę stać w miejscu i spoczywać na laurach, więc głowę mam pełną pomysłów, które wcielam w życie. Jestem aktywna towarzysko, często organizuję imprezy u siebie w domu. Jeśli mam ochotę, wsiadam rano w samochód i jadę do Berlina na koncert Justina Timberlake’a. Kontakt z drugim człowiekiem jest mi niezbędny do dobrego funkcjonowania. Tym bardziej, że osoby, które nas otaczają mają wpływ na to, w jaki sposób się zachowujemy. Ale najważniejsze to polubić siebie i nie ograniczać swoich potrzeb.
Sport także jest obecny w Pani życiu?
Hmm… Nie jestem sportsmenką, ale fizyczna aktywność to dla mnie niezawodny sposób na poprawę nastroju. Regularnie chodzę na siłownię i wykonuję ćwiczenia rozciągające, dużo też spaceruję. Od siedmiu lat nie jadam mięsa, dzięki czemu – mimo słabości do lodów i słodyczy – utrzymuję stałą wagę, mam werwę i wigor. Piję czarną kawę bez cukru oraz świeżo wyciskane soki. Jem sporo najróżniejszych sałatek i nabiału. Nie mam jednak hopla na punkcie modnych diet, a o tym, że zostałam wegetarianką zadecydowały względy zdrowotne oraz miłość
do zwierząt. Nie mogę pogodzić się z tym, że je uśmiercamy, a później i tak mnóstwo jedzenia ląduje w koszu! W Polsce co roku marnuje się go aż dziewięć milionów ton!
W jaki sposób najlepiej Pani odpoczywa, regeneruje się?
W trakcie weekendu pokonuję nieraz ponad dwa tysiące kilometrów w drodze na koncerty. Zresetowanie głowy uważam więc za coś niezbędnego i koniecznego. Zamykam się wówczas w domu, nie odbieram telefonów, nie patrzę w komputer ani na zegarek. Włączam Netflix i oglądam ciągiem jakiś serial. Spędzam czas z Xabim i Tiną, czyli moimi dwoma kotami – znajdkami, które bardzo za mną tęsknią i dają mi mnóstwo czułości. Czasem wpadnie do mnie syn z butelką wina i razem ekscytujemy się dobrym filmem.
A gdy mam trochę więcej wolnego czasu, wybieram się do ciepłego kraju i leniuchuję na plaży! Pozwalam sobie na kulinarne szaleństwa, biesiaduję z przyjaciółmi i opalam się patrząc na morze.
Ma Pani swój ulubiony kierunek wypraw?
Uwielbiam Wyspy Kanaryjskie, szczególnie upodobałam sobie Gran Canarię. Może kiedyś na emeryturze osiądę tam na stałe ze swoimi najbliższymi przyjaciółkami? Marzy mi się pełen słońca przestronny dom, w którym wszyscy czuliby się dobrze, swojsko i bezpiecznie. Łączyłyby nas wspólne doświadczenia, zainteresowania
i co szczególnie istotne – wspomnienia. To na pewno nie byłby Dom Spokojnej Starości! (śmiech).
Czytaj jeszcze: