Przygodę ze śpiewaniem zaczęła już w liceum. Współpracowała z Jeremim Przyborą, Krystyną Jandą i Agnieszką Osiecką, pytana o swój największy sukces, odpowiada – moi synowie. Z Magdą Umer rozmawia Ewa Walicka, „Magazyn 60+”.
- Śpiewa Pani „już nie muszę nic, mogę tylko być”. Tak się Pani teraz czuje?
Tak. Nie muszę nic, ale mogę. Odchowałam dzieci, dzieci mają dzieci. One będą musiały, ja mogę tylko pomagać. Ale nic już nie jest moim obowiązkiem.
- Fajnie jest być babcią?
Bardzo. Mam dwoje wnuków – wnuczkę Jankę (3 lata) i wnuka Ludwika zwanego Dżordżem.
- Ten pierwszy moment, kiedy zobaczyła pani wnuczkę...
Wspaniały. Przyszedł na świat ktoś, o kim marzę, żeby go jeszcze zobaczyć dorosłego.
- Z Dżordżem było tak samo?
Każde dziecko kocha się inaczej, ale miłość jest równie wielka. Tylko inna, bo to inny człowiek.
- Wróćmy do piosenki. „Już nie spieszę się...”
Gdy spieszę się, bo chcę, to nie jest pośpiech. Ale nie może mnie ktoś popędzać, bo pośpiech upokarza. Bo ja lubię żyć wolno i tak jak napisałam w książeczce dołączonej do płyty „do czego tu się spieszyć?”. 60+ to boski czas dla tych, co całe życie się spieszyli i gnali, żeby odpowiedzieli sobie na pytanie „do czego”?
- Ale przecież nieustannie realizuje Pani nowe projekty.
To mnie samą najbardziej zadziwia. Jestem osobą leniwą która najbardziej lubi czytać książki, a wciąż jestem namawiana do jakiejś pracy. I wciąż pracuję.
- Śpiewa Pani „od życia nie chcę więcej”. To prawda?
Oczywiście, każde słowo jest prawdziwe.
- Los hojnie Panią obdarował. Uroda, talent. I te młodzieńcze, jasne oczy, którymi tak zachwycił się Jeremi Przybora.
Tak, czuję się obdarowana przez życie i każdego dnia za to dziękuję najwyższej instancji.
- No właśnie. Śpiewa Pani: „po życiu życia może już nie będzie”. Jak Pani myśli – będzie?
Jednego dnia myślę, że będzie tak, drugiego, że to niemożliwe. Nie mam pewności ortodoksyjnego wyznawcy religii. I na tej huśtawce pozostanę do ostatniej chwili. Nie lubię, gdy ludzie wiary mówią, że coś jest prawdą. Wiara to łaska, która na nas spadła. Czasem wierzymy, czasem wątpimy. I nie wolno nas za to karać.
- Co uważa Pani za swoją największą artystyczną przygodę?
Spotkanie z Jeremim Przyborą i to, że dopuścił mnie do swojego życia i spojrzenia na świat. 34 lata to różnica wieku, której nie czułam ani w sprawach światopoglądowych, ani w poczuciu humoru. Jeremi to był Mistrz i przyjaciel.
- Jest Pani również autorką tekstów piosenek. Którą lubi Pani najbardziej?
„Jest cudnie”, którą napisałam dla Maryli Rodowicz. „Choć już życia, psiamać, popołudnie, jest cudnie”. Bo jest. Nie pozwolimy, by złoczyńcy zniszczyli nam świat. Dopóki na nim jesteśmy, trzeba się cieszyć każdą sekundą.
- Mówi Pani, że ceni piosenki inteligentne. Czyli jakie?
Takie, które mają inteligentne słowa, inteligentną muzykę, inteligentną aranżację i inteligentnego wykonawcę. Moja ukochana pieśniarka to Diana Krall. W każdym jej słowie słychać i w każdym geście widać, że jest inteligentną osobą.
To albo się ma, albo nie. Mieli to Przybora i Wasowski. Wasowski był jednym z największych kompozytorów na świecie, a świat o tym nie wie. Polska to maleńki kraj, ale jeśli chodzi o wybitnych twórców, jesteśmy w światowej czołówce.
Rozmawiała Ewa Walicka, „Magazyn 60+”
Więcej o Magdzie Umer czytaj tu: Magda Umer: jest cudnie
Magda Umer: duet z czasem
Data aktualizacji: 10 grudnia 2019