O jarmarkach adwentowych w Niemczech i krajach niemieckojęzycznych słyszałam od wielu lat, ciągle się wybierałam i wybierałam, aż w końcu trzy lata temu, razem z siostrą i koleżankami – pojechałam.
Do wyjazdu zmobilizowała nas informacja jednego z berlińskich hosteli, że w promocji mają noclegi za całe 4 euro od osoby na dzień. Co prawda był dopiero marzec, ale postanowiłyśmy wykorzystać taką okazję. Zrobiłyśmy rezerwację, zorganizowałyśmy ekipę i czekałyśmy na grudzień.
Początki jarmarków sięgają XV w., kiedyś trwały 1 dzień, dziś trwają około miesiąca. W Berlinie jest ich blisko 50, praktycznie na każdym placu, mniejszym lub większym, ustawione są stragany ze świątecznymi ozdobami i smakołykami. Unoszący się w powietrzu zapach grzanego wina, pieczonych kasztanów, kandyzowanych owoców i świątecznych ciast sprawia, że miasto w zimowej szacie prezentuje się jeszcze wspanialej, szczególnie wieczorem, gdy na ulicach zapalają się świąteczne iluminacje.
Warto rozejrzeć się po stylowych straganach – oprócz ozdób choinkowych mnóstwo tam propozycji na oryginalne prezenty, na ogół ręcznie robione. Jarmarkom towarzyszą także różnego rodzaju występy artystyczne, koncerty charytatywne, prezentacje np. szopek bożonarodzeniowych.
Nasz spacer po mieście zaczęłyśmy od Alexanderplatz i placu przed Ratuszem. Wielokrotnie byłam w tych miejscach, ale latem lub wiosną. Teraz, wieczorem, w zimowej atmosferze stragany skąpane w świątecznej iluminacji, setki spacerujących turystów i berlińczyków tworzyły magiczną i niesamowitą atmosferę.
Dodatkowo w pobliżu wieży telewizyjnej ustawiony był olbrzymi diabelski młyn, z którego można było podziwiać przepiękną panoramę świątecznego Berlina. U stóp fontanny Neptuna amatorzy łyżwiarstwa mogli próbować swoich sił na lodowisku.
I nam nie udało się oprzeć niepowtarzalnemu klimatowi świątecznego bazaru – zaszalałyśmy, kupując grzane wino i smakowite pierniczki. Na nocleg do hostelu udałyśmy się naprawdę późnym wieczorem, lekko już przemarznięte.
Następnego dnia udałyśmy się pod zamek Charlottenburg, gdzie też był jarmark, ale w świetle dnia nie wyglądał już tak ładnie. W Europa Center i w Sony Center, do których także podjechałyśmy, udało nam się trochę rozgrzać. Bo warto tu wspomnieć o pogodzie: było 7 stopni mrozu i sporo śniegu na ulicach.
Zauważyłyśmy też, że chodniki w Berlinie nie są odśnieżane, ale wysypane jakimiś czarnymi kulkami – brodzenie w takim śniegu było męczące i szybko przemarzały nam stopy.
Na jednym z jarmarków trafiłyśmy też na polski akcent – bigos, którego zapach roznosił się wokół razem z aromatem grzanego wina.
Na zakończenie naszej wycieczki koniecznie chciałam pójść na Unter den Linden, aby zobaczyć Kronprinzenpalais, czyli „dom pod gwiazdami”. Widziałam wielokrotnie świąteczne zdjęcia tego budynku w internecie i po prostu musiałam go zobaczyć na własne oczy.
Czas w Berlinie płynął nam bardzo szybko na wędrówce po kolejnych jarmarkach. Tak jakoś wyszło, że nie zdążyłyśmy dotrzeć na plac Żandarmerii, gdzie podobno jest jeden z tych najładniejszych! Szkoda, może jeszcze wrócimy.
Jarmarki adwentowe są jak najbardziej godne polecenia, pięknie nastrajają świąteczną atmosferą. Odbywają się w wielu miastach Niemiec, Austrii czy Szwajcarii. Warto zauważyć, że trafiły także i do nas: znajdziemy je w Poznaniu, Krakowie czy wreszcie – i ten jarmark jest najbardziej znany – we Wrocławiu.
Ktoś z Państwa się wybierze i przyśle nam relację?
Berlin: Weekend z jarmarkami adwentowymi
Data aktualizacji: 4 grudnia 2013