W młodości chciał pływać na statkach, ale gdy zobaczył, jak wygląda życie rodzin marynarzy, stwierdził, że woli zostać na lądzie. Studiował w elitarnym Instytucie Handlu Zagranicznego w Sopocie. Tam nauczył się szwedzkiego. Przydało mu się to, bo od blisko 30 lat prowadzi festiwal piosenki w szwedzkim Carlshamn. Po studiach nie poszedł jednak do pracy w centrali handlu zagranicznego. Wybrał radio.
Zainteresowanie muzyką zawdzięcza ojcu, który z Frankiem Walickim tworzył polski big-beat. Muzyka zawsze była obecna w jego domu. W czasie studiów organizował w klubach studenckich prelekcje muzyczne. Potem prowadził audycje w radiu. - Gdy dostałem propozycję pracy, czułem się, jakbym złapał Pana Boga za nogi – mówi.
Przygoda z telewizją
Współpracę z telewizją zaczął w 1980 roku od Studia 2 i Studia Gamma. Robił nocne programy na żywo. Niestety, przyszedł stan wojenny.
– Siedziałem wtedy w domu i czekałem. Przygotowałem już nawet ogłoszenie do gazety, że osoba ze znajomością języka szwedzkiego szuka pracy w firmie polonijnej – wspomina.
Piosenki na cenzurowanym
Po miesiącu wrócił jednak do telewizji. Nie na długo. W stanie wojennym nie można było nadawać programów na żywo, wszystko musiało być wcześniej nagrane i zatwierdzone do emisji. Kiedy szef redakcji na liście utworów zobaczył „Za ostatni grosz” Budki Suflera, stwierdził, że to aluzja do sytuacji w Polsce, i kazał go wyciąć. Szewczyk odmówił i stracił program.
– Gdy snułem się po korytarzach, spotkałem Wojtka Pijanowskiego, który zaproponował, żebyśmy razem coś zrobili. Na początku była „Wideoteka”, „Przeboje Dwójki”, a potem „Jarmark” – opowiada.
Wideoklipy kontra teledyski
Cała Polska w niedziele oglądała prezentowane przez Szewczyka zachodnie teledyski. To właśnie on jest autorem tego terminu. Gdy w połowie lat 80. w telewizji pojawiły się krótkie filmy muzyczne, nazwano je wideoklipami.
– Nagle coś mi przyszło do głowy i nazwałem to teledyskiem. I przyjęło się – mówi.
Sztuka politycznego montażu
W Peerelu promowanie kultury Zachodu nie było łatwe. – Kiedyś pół nocy przemontowywałem teledysk Bruce’a Springsteena „Born in the USA”, bo co chwila pojawiała się w nim flaga amerykańska. Trzeba było go trochę zmienić, bo nie mogło być za dużo Ameryki – śmieje się Szewczyk.
Oczywiście było to niezgodne z prawem, ale wtedy nikt się tym przejmował.
Cannes i kabanosy
Teledyski zdobywał dzięki prywatnym kontaktom z przedstawicielami wytwórni płytowych, których spotykał na festiwalach. Najwięcej przywoził z Cannes.
– Nikt wtedy oficjalnie nie sprzedawał w Polsce płyt z Zachodu, wszystko pochodziło z przemytu. Ale oni rozumieli, że kiedyś to się zmieni i dawali nam teledyski w ramach promocji – mówi Szewczyk.
Wyjazdy nie były jednak łatwe.
– Zabieraliśmy jedzenie z Polski, żeby tam przeżyć, a po drodze żywiliśmy się kabanosami. Nasz kierowca na każdym przystanku otwierał bagażnik, wyciągał kuchenkę turystyczną i gotował zupę. Spaliśmy w najtańszych hotelach – wspomina.
Świnki trzy
Razem z Włodzimierzem Zientarskim i Wojciechem Pijanowskim nagrali kiedyś piosenkę „Świnki trzy”, bo było ich trzech. Potem w Cannes na festiwalu muzycznym MIDEM zrobili żart.
– Zatrzymywaliśmy ludzi, którzy wychodzili z pałacu festiwalowego i mówili, że „Świnki trzy” to przebój! Namówiliśmy nawet Francuzów, by na wielkim ekranie wyświetlili napis „Jarmark, Świnki trzy”. Było to na tyle przekonywające, że w Polsce pojawiła się informacja, że „Świnki trzy” wygrały festiwal w Cannes – śmieje się.
Biznes i pogoda
Od ponad 25 lat zajmuje się biznesem. Prowadzi własną firmę, która reprezentuje kilka znanych firm kosmetycznych. Zajmuje się ich reklamą i dystrybucją. Daje mu to dużo radości. Od roku, razem z Wojciechem Pijanowskim w Radiu Pogoda, prowadzi audycję „Pogodni panowie”.
Autor tekstu: Mirosław Jędrzejewski
Czytaj także:
- Teresa Lipowska: „Grałam i kapustę, i Balladynę” [WYWIAD]
- Magdalena Zawadzka: „Trzymam się wysokich lotów” [WYWIAD]
- Co robi polski senior w Internecie? Raport Cafesenior.pl