Halina Kunicka: Poszłabym przez świat pod tą samą gwiazdą

„To były piękne dni”, „Od nocy do nocy”, „Niech no tylko zakwitną jabłonie”, „Jeszcze nie raz” – kto z nas nie pamięta tych przebojów? Halina Kunicka śpiewa je do dziś.

Recitale Haliny Kunickiej to dla wielkiej rzeszy fanów piękna podróż sentymentalna do czasów młodości. Z piosenkarką rozmawia Ewa Walicka, „Magazyn 60+”.

– Uśmiech, pogoda ducha to Pani znaki firmowe. Czy czuje się Pani osobą spełnioną?

– Staram się odnajdywać w sobie nieustannie pogodne, radosne chwile i to dzięki temu się uśmiecham, choć wiadomo przecież, że życie niesie ze sobą różne wydarzenia. Śpiewam na ten temat cudowną piosenkę ze słowami Wojciecha Młynarskiego i muzyką Jerzego Dudusia Matuszkiewicza: „Uśmiechnij się do swoich smutnych myśli, uśmiechnij się do szarych, nudnych dni”. To może być motto dla każdego z nas. Bo nie uciekniemy przed smutkiem, przed dramatycznymi sytuacjami, które życie niesie. Ale trzeba umieć się do nich uśmiechać.

– W Pani życiu tych dramatycznych sytuacji nie brakowało. Śmierć męża, Lucjana Kydryńskiego...

– ...i wieloletnia choroba, bardzo ciężka...

– Przy takiej wielkiej miłości nie można nie odczuwać tęsknoty. Jak Pani daje sobie z nią radę?

– Człowiek musi się uczyć być sam, przyjmować każdy dzień bez tej najbliższej osoby, której nie da się nikim zastąpić. Nie istnieje „zastępstwo”, jeśli było się z kimś tak blisko, jak ja byłam z Lucjanem. I upływ lat – we wrześniu będzie już 10 lat, kiedy męża nie ma – nic tu nie zmienia. Czas wcale nie goi ran. Jest mi coraz trudniej być bez niego. Ale na szczęście każdy dzień coś przynosi. Moje spotkania z publicznością to jest tak cudowny zastrzyk fantastycznej energii, radości i miłości... To wspaniałe, że publiczność wciąż chce ze mną być, słuchać moich piosenek.

– Czy na Pani recitalach pojawiają się też młodzi ludzie?

– Tak i bardzo się dziwią, że mam tak różnorodny repertuar. Nie śpiewam przecież tylko swoich dawnych piosenek. Robią na nich wrażenie świetne teksty, ważne słowa, jakie w nich padają. To daje mi dużo radości.

– Poza koncertami i próbami zostaje pewnie jeszcze trochę wolnego czasu. Co Pani najbardziej lubi wtedy robić?

– Nie lubię mieć wolnego czasu! Napawa mnie smutkiem i bardzo niedobrymi myślami, których chcę unikać. Staram się nad nimi nie zatrzymywać, a wręcz od nich uciekać: do przyjaciół, znajomych, do teatru, do książek.

– Jeśli lektury, to jakie?

– Przede wszystkim literatura faktu: ostatnio biografie Zofii Stryjeńskiej, Beksińskich. Moja ulubiona książka to „O niewiedzy w praktyce, czyli droga do Portugalii” napisana przez reżysera Piotra Cieplaka, który odbył wyprawę rowerową z Warszawy do Lizbony. Nie jest to jednak prosty opis podróży, lecz cudowna obserwacja świata i niezwykłe przemyślenia. Istnieje niezliczona liczba fantastycznych książek, dzięki którym mogę przenieść się w inny świat.

– Kiedy żył pan Lucjan, dużo Państwo podróżowali. A teraz?

– Jestem nieustannie w podróży! Byłam niedawno w Paryżu, w Rzymie, na Florydzie u mojej przyjaciółki. Przejechałam z przyjaciółmi kawał Szwajcarii. Wybrałam się też w podróż do Wilna. Byłam tam kiedyś z koncertem, ale dopiero teraz poznałam to cudowne miasto. Staram się uciekać z domu, nie siedzieć w kapciach, czekając, co mi przyniesie „telewizyjny dzień”.

– W wydanej niedawno książce „Świat nie jest taki zły” (wywiad rzeka autorstwa Kamili Dreckiej) wspomina Pani z czułością czas, który poświęcała Pani wnukom, kiedy jeszcze byli mali...

– Tak... Dziś to już młodzieńcy. Franio ma 18 lat, Staś za chwilę będzie miał 16. Mają swoje życie, swoje plany.  Rozumiem to i się nie żalę.

– Babcia dorosłych wnuków może pochwalić się fantastyczną figurą. Zasługa sportu, diety czy może genów?

– Chyba genów. Staram się racjonalnie odżywiać, ale nie stosuję specjalnych diet. Jem mało mięsa, raczej ryby czy drób, sporo jarzyn.

– Podczas recitali śpiewa Pani piękną piosenkę ze słowami Wojciecha Młynarskiego i muzyką Jerzego Derfla „Gdybym miała zaczynać od nowa”. Są tam słowa: „Poszłabym przez świat pod tą samą gwiazdą”. Czy to rzeczywiście Pani motto życiowe? Gdyby Pani miała po raz drugi wybierać ścieżkę swojej kariery, niczego by Pani nie zmieniła?

– „Popłynęłabym z prądem i pod prąd, powtórzyłam swe zwycięstwo każde i swój każdy błąd”. No, może błędu każdego bym nie powtórzyła, bo jeśli wiedziałabym, że czegoś złego mogę uniknąć... Życie niesie dużo szans na popełnianie błędów. Wiem, że popełnię jeszcze kilka, tego nie da się uniknąć.

– A czy podpisałaby się Pani pod zdaniem „Świat nie jest taki zły”. Czy dla Pani to były piękne dni?

– Tak. Czuję się osobą szczodrze obdarzoną przez los – czy może przez tę siłą najwyższą – dobrem, szczęściem. Doceniam to, choć przecież widzę, że świat, z jednej strony piękny, potrafi być też piekłem. W moim życiu było wiele pięknych, ważnych dni. Powracam do nich myślą, wspomnieniem. A że jestem optymistką, mam nadzieję, że jeszcze wiele ich odnajdę.