Codzienne radości - wywiad z Haliną Frąckowiak

Chciałabym nadal spokojnie podążać swoją drogą. Cieszyć się pięknem, być zdecydowaną i nie rezygnować z marzeń –mówi Halina Frąckowiak.
Zdjęcie Haliny Frąckowiak
Fot. Wikipedia.pl

Robi Pani noworoczne postanowienia?

Nie czuję takiej potrzeby. Prowadzę higieniczny tryb życia, zdrowo się odżywiam, nie piję alkoholu ani nie palę papierosów. Ćwiczę, dbam o siebie, dzięki czemu ciągle mam niezłe samopoczucie. Nie mam powodów, by pierwszego stycznia musieć sobie coś przyrzekać. Poza tym, jeśli chcemy coś w życiu zmienić, to należy zrobić to natychmiast, bez żadnego odwlekania.

Dlaczego?

Odkładanie pewnych spraw do stycznia zazwyczaj oznacza rezygnację z nich. Choć oczywiście cenię osoby, które konsekwentnie realizują noworoczne założenia, bo ich działanie jest dowodem na to, że jeśli czegoś bardzo pragniemy, osiągniemy cel. Ale ja chciałabym tylko nadal spokojnie podążać swoją drogą, cieszyć się pięknem, być zdecydowaną i nie rezygnować z marzeń.

Co daje Pani siłę?

Cieszę się pozornie drobnymi rzeczami, radość sprawia mi choćby świergot ptaków za oknem. I nie żałuję tego, czego nie mam. No, może z wyjątkiem jednego, że nie jestem właścicielką psa (śmiech). Miałabym wówczas większą motywację, by częściej chodzić na spacery, przebywać na powietrzu. Nadal jednak cieszę się niezłą kondycją. Nie tylko dzięki najróżniejszym ćwiczeniom, które wykonuję w domu, ale też dlatego, że sport był zawsze obecny w moim życiu.

Na przykład?

Kiedy tylko mogłam, z wielką przyjemnością wędrowałam po górach, dużo też pływałam – zresztą do dziś chodzę na basen, a jakiś czas temu odważyłam się zanurkować na głębokość aż dziewięciu metrów. Uprawiam też nordic walking, choć przyznam, że mogłabym temu zajęciu poświęcać nieco więcej wolnych chwil. Nie mam ich zbyt wiele, bo nadal sporo koncertuję, a w planach mam wydanie nowej płyty, która wiosną  pojawi na rynku. Ale przyrzekłam sobie, że wkrótce wrócę do większej aktywności fizycznej. Tak, aby stała się ona moim codziennym rytuałem.

Uważa Pani, że w zdrowym ciele zdrowy duch?

Zgadza się, choć uważam, że na psychikę ma również wpływ nasz ogląd świata. Mam tradycyjne podejście do życia i z pewnych zasad nigdy nie zrezygnuję. Zawsze byłam orędowniczką tego, co prawdziwe, niekłamane, szczere. Nie znoszę też chamstwa i wulgaryzmów, mierzi mnie powszechne kaleczenie i spłycanie języka polskiego. Nie uznaję również drogi na skróty i potrafię zdecydowanie wyartykułować co czuję. Słowem – robię to, co uważam za słuszne, nikogo przy tym nie krzywdząc.

Te reguły wyniosła Pani z rodzinnego domu?

Tak. Wpojono mi wartości, o których nigdy nie zapomniałam. Przywiązanie do tradycji, kultura osobista, szacunek do drugiego człowieka były podstawą codziennego funkcjonowania. To mnie ukształtowało w dorosłym życiu. Nauczono mnie też, że należy zachować skromność i powściągliwość, nie obnosić się ze swoją osobą i nie opowiadać wszystkiego o sobie. Tym bardziej w dzisiejszych czasach, kiedy prawie wszystko jest na sprzedaż, trzeba zachować jakąś cząstkę tylko dla siebie, a z pewnością dla najbliższych.

To skąd pomysł na Instagram?

Ten serwis społecznościowy mam dopiero od niedawna, ale nie epatuję tam swoją prywatnością. Traktuję to jako moje okno na świat, jednak nie przesadzam z nadmiarem informacji.

Co jeszcze sprawia, że jest Pani w tak znakomitej formie?

Może mój niewyszukany jadłospis? (śmiech). Od wielu lat nie jadam wieprzowiny, która jest tłustym, a przez to niezdrowym mięsem. Stawiam natomiast na ryby. Uwielbiam też pieczone ziemniaki, które zawsze kojarzą mi się z biwakiem, ogniskiem i wakacjami. Moim przysmakiem jest również gzik, przysmak kuchni wielkopolskiej. To podawany z ziemniakami w mundurkach twarożek rozrobiony ze śmietaną i wymieszany z cebulką oraz rzodkiewką.

A przyjemności dla ducha?

Radość dają mi przede wszystkim książki. Czytam ich kilka naraz, bo nigdy nie wiem, która jest najlepsza. Lubię te związane z psychologią, sięgam też po dzieła filozofów, po prostu chciałabym wiedzieć więcej.

Jest Pani zabieganą kobietą?

Tak. Nie mam zbyt wiele czasu na relaks. Sam Pan widzi, że spotkaliśmy się aż w Lidzbarku Warmińskim, gdzie skończyłam właśnie koncert. Pewnie tu jeszcze wrócę, gdyż tutejsze termy to doskonałe miejsce do wypoczynku i regeneracji.

Zaśpiewała Pani zarówno swoje przeboje, jak i piosenki z repertuaru innych gwiazd.

Prawdę mówiąc zawsze jestem zdziwiona, że reakcja publiczności na te inne kompozycje jest równie żywiołowa, jak na „Bądź gotowy do drogi” czy „Papierowy księżyc”. Ta spontaniczność potrafi mnie uwieść i zauroczyć.

Nie żałuje Pani, że dużą część życia spędziła na walizkach?

Lubiłam wojaże, co nie oznacza, że zaniedbywałam inne obowiązki, w tym te najważniejsze, czyli matki. Gdzie tylko mogłam, zabierałam ze sobą Filipa,  Gdy musiałam jechać bez niego,  bardzo tęskniliśmy za sobą nawzajem. Pamiętam, że raz, po moim powrocie z zagranicznego tournée, Filip z radości stanął na głowie. Czasami chciałabym wrócić do tamtych chwil i nadrobić stracony czas, ale wiem, że to niemożliwe. Byłam jednak odpowiedzialną mamą, często wstawałam o czwartej rano, by zdążyć z synem na basen, a później odwieźć go do szkoły. Choć nie ukrywam, że byłam też dość roztrzepana – potrafiłam na przykład nie zauważyć, że Filip wyszedł z domu w dwóch różnych butach (śmiech).

A jaką jest Pani babcią?

Bardzo kocham wnuczkę i wnuka, okazuję im miłość na każdym kroku, ale niektóre sprawy trzeba pozostawić rodzicom. Staram się więc ich nie rozpieszczać, gdyż nadmiar bodźców jest w ich wieku niewskazany (śmiech).
A że rodzina zawsze była dla mnie priorytetem, tę właśnie wartość staram się przekazać Frankowi i Zosi. Dobry przykład zawsze idzie z góry. 


Czytaj również: 
Recepta na młodość Grażyny Wolszczak [WYWIAD]
Magdalena Zawadzka: “Trzymam się wysokich lotów” [WYWIAD]
Teresa Lipowska: “Grałam i kapustę, i Balladynę” [WYWIAD]