Zbigniew Wodecki i Mitch & Mitch: płyta dla kilku pokoleń

O tym, że muzyka łączy pokolenia, wiadomo od dawna. Jednak nikt do tej pory nie nagrał o tym tak dobrej płyty, jak „1976: A Space Odyssey” Zbigniewa Wodeckiego i grupy Mitch & Mitch.

Debiut bez echa

Rok 1976. Polskie Nagrania wydają długogrający debiut 26-letniego Zbigniewa Wodeckiego – uznanego muzyka i obiecującego piosenkarza. Jednak album zatytułowany po prostu „Zbigniew Wodecki” przepada niemal bez śladu. Nie znajduje się na nim ani jeden przebój, zarazem nie ma on charakterystycznej dla wielu „dzieł” tej epoki jarmarczności, której – uwodzeni pokusą telewizyjnej popularności – ulegali w tamtym okresie nawet ci najważniejsi: Maryla Rodowicz czy Czerwone Gitary. Ogólnopolskie szlagiery w repertuarze krakowskiego artysty pojawiły się dopiero w 1978 roku, wraz z „Izoldą” i „Zacznij od Bacha”. Epoka Edwarda Gierka, w której Wodecki wkraczał na estradę, wchodziła właśnie w swój schyłkowy okres, a wraz z nią przemijało wiele jej naczelnych gwiazd. Tymczasem rozwijający się na uboczu głównego nurtu Zbigniew Wodecki dziś może z dumą prezentować swój debiutancki album sprzed blisko czterdziestu lat – dzieło wysmakowane, dojrzałe i na swój sposób bezkompromisowe.

35 lat później... awangardowi muzycy podbijają Warszawę

Mniej więcej wtedy, kiedy Wodecki pracuje nad swoją pierwszą płytą, Maciej Moruś wychodzi z brzucha mamy. Jako kilkuletni szkrab pozna pana Zbigniewa z czołówki nieśmiertelnej „Pszczółki Mai”, dopiero później zakocha się w wyszperanym, zupełnie zapomnianym albumie. Już pod pseudonimem Macio Moretti stanie się uznaną, wiodącą siłą warszawskiej sceny muzycznej. Uczestnicząc w dziesiątkach projektów, doczeka się w 2010 roku prestiżowego „Paszportu Polityki”.

Stojąc na czele grupy Mitch & Mitch, Moretti tworzy jedyne w swoim rodzaju połączenie country, muzyki filmowej i jazzu, z elementami awangardowego rocka spod znaku Franka Zappy i dużą dozą nonsensownego humoru. Koncerty „Mitchów” szybko stają się sensacją na stołecznej scenie, gromadzą setki entuzjastycznie reagujących widzów.

Zespół wychodzi z niszy, w 2008 roku koncertuje w radiowej „Trójce”. Tam realizuje jeden ze swoich zupełnie zwariowanych pomysłów. Oto w pewnym momencie na scenie niespodziewanie zjawia się Wodecki i wykonuje z grupą dwa mało komu znane utwory. Jak się potem okazuje – kompozycje pochodzące właśnie z jego debiutanckiego albumu. Pozostając w konwencji absurdalnej dezynwoltury, Moretti wita „Zbiga” na scenie jak przypadkowego, anonimowego widza. Po pewnym czasie sam mistrz przyzna, że nie był do końca pewien, czy całe to wydarzenie nie jest jednym wielkim żartem z jego osoby. Czego młodzi, poszukujący muzycy mieliby bowiem szukać w jego mocno przecież zakurzonym repertuarze?

Wodecki i Mitch & Mitch - muzyka ponad metrykalnymi podziałami

Okazuje się, że fascynacja „Mitchów” pierwszym albumem Wodeckiego jest szczerza i autentyczna. W 2013 roku Moretti i Wodecki oraz kilkunastu towarzyszących im muzyków już oficjalnie stają razem na scenie alternatywnego Off Festival w Katowicach, organizowanego przez Artura Rojka. W całości wykonują płytę „Zbigniew Wodecki”. Wiwatom, bisom i chóralnym śpiewom nie ma końca.


Niespełna rok później całe przedsięwzięcie znajduje swój finał w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego z okazji Międzynarodowego Dnia Jazzu. Oprawa jest jeszcze bardziej uroczysta – muzykom towarzyszy chór oraz Orkiestra Polskiego Radia, a całość jest profesjonalnie rejestrowana w celu wydawniczym.

Mija kolejnych kilkanaście miesięcy, gdy pojawia się płyta z zapisem koncertu zarówno w formie audio, jak i wideo. „1976: A Space Odyssey” to nie tylko dokument niezwykłego spotkania bardzo twórczych artystów. To międzypokoleniowy dialog świadczący o ponadczasowej sile muzyki, pełen przejmującego ciepła i przeczący metrykalnym stereotypom. Wodecki, dziś 65-letni artysta, który szczyt swojej estradowej popularności ma już dawno za sobą, nagle odradza się jak Feniks z popiołów, rzucając zupełnie nowe światło na swoją drogę artystyczną. Okazuje się, że jest nie tylko estradowym „zwierzęciem” i wirtuozem skrzypiec, ale również doskonałym kompozytorem. Jego własne utwory „Rzuć to wszystko co złe”, „Panny mego dziadka” czy „Posłuchaj mnie spokojnie” należą do najlepszych fragmentów całego koncertu. Ich przesłuchanie każe spojrzeć na postać pana Zbigniewa jak na zmarnowany kompozytorski talent – wszak później pisał tak niewiele...

Wodecki: na zabawę i radość z muzyki nigdy nie jest za późno

Promieniujący radością, kwitnący wprost na scenie Wodecki to potężny zastrzyk optymizmu, ale jest też druga strona medalu. To wpatrzeni w mistrza muzycy Mitch & Mitch, którzy niełatwy przecież materiał – oryginalnie zaaranżowany przez Wojciecha Trzcińskiego – opanowali do perfekcji. Basista Moretti, pianista Piotr Zabrodzki i pozostali członkowie zespołu grają z wielką swobodą, bawiąc się piosenkami i zostawiając na nich ślad swojego niepowtarzalnego poczucia humoru. W „Pannach mego dziadka” podejmują latynoski trop, rozwijając go w kierunku improwizacji, zwieńczonej cytatem z kompozycji Caetano Veloso, legendy brazylijskiej muzyki rozrywkowej. Motyw ten powraca jeszcze w wykonanym na bis, rozśpiewanym utworze z repertuaru innego Brazylijczyka, Jorge Bena. Wspaniałe „Rzuć to wszystko co złe” czy „Posłuchaj mnie spokojnie” brzmią tak klasycznie, że równie dobrze mogłyby wyjść spod ręki uznanych mistrzów popowej piosenki w rodzaju Burta Bacharacha czy Jimmy’ego Webba. Dzięki zaangażowaniu sekcji dętej, perkusjonalistów i przede wszystkim orkiestry, brzmienie koncertu nabiera niezwykłego rozmachu i kolorytu. „1976: A Space Odyssey” to materiał czarujący niedzisiejszym wdziękiem, staromodną elegancją i dżentelmeńskimi manierami.


W całym tym zamieszaniu piękna jest jeszcze jedna rzecz. Oto Zbigniew Wodecki, artysta estradowy, który od lat – można mieć wrażenie – nieco osiadł na dawnych laurach, w wieku 64 lat przeżył prawdziwy renesans swojej kariery. Jak sam mówi, dzięki „Mitchom” przypomniał sobie, jak można bawić się muzyką, dając radość sobie i licznej grupie słuchaczy. Ta historia pokazuje, że na to nigdy nie jest za późno.

 

Zbigniew Wodecki With Mitch & Mitch Orchestra & Choir
„1976: A Space Odyssey”
wyd. Lado ABC