Temat do oswojenia: dom spokojnej starości

Dom spokojnej starości - czy to może kojarzyć się dobrze? Dom starców, gdzie dzieci oddają zbędnych im rodziców - ten stereotyp nieuchronnie nasuwa się, gdy mowa o tym, że przecież tam można spędzić jesień życia. Synonim życiowej porażki człowieka niepotrzebnego i odsuniętego, zwłaszcza, jeżeli posiada on bliskich - czy to słuszne skojarzenie? Przykłady z innych krajów przekonują, że warto by przewietrzyć te poglądy. Dziś spójrzmy na temat od nowa.

Czy rzeczywiście jednoznacznie pejoratywne skojarzenie z pojęciem "dom spokojnej starości" jest słuszne? Czy domy seniorów zamieszkują tylko schorowani, starzy ludzie, ze smutkiem wyczekujący coraz rzadszych wizyt bliskich? A może warto nieco oswoić ten temat i spojrzeć na niego świeższym okiem. Tak naprawdę wielu mieszkańców domów spokojnej starości zapewne ze zdziwieniem przyjęłoby złowrogą sławę miejsca, w którym spędzają czas atrakcyjnie i w poczuciu korzystania z uroków życia. Co pisze się i jak traktuje się domy spokojnej starości poza Polską?

Nie dom starców a dom wiedźm!

Jak trzeba żyć? Długo! A im dalej tym lepiej! - takie motto przyświeca Francuzce, osiemdziesięciopięcioletniej Teresie Clerc, która w 1999 roku wymyśliła nowatorski projekt zwany Domkiem Baby Jagi. To feministyczna alternatywa dla domów spokojnej starości. Jej twórczyni mocno przewietrzyła stereotypowe pojmowanie tego, kim jest mieszkanka takiego miejsca oraz jak powinna się czuć z racji na swój wiek. Cel stworzenia Domku Baby Jagi jest jasny: Chcemy zmienić sposób, w jaki ludzie postrzegają starość. To nie choroba - mówi Teresa, a jej wygląd jak najbardziej idzie w parze z głoszonym poglądem. Daleko jej do zasuszonej staruszki. Jest zadziorna, elegancka i widać, że naprawdę cieszy się życiem.

Kluczem do doboru mieszkanek Domku Baby Jagi mieszczącym się w Montreuil, była otwartość ich umysłów oraz zapotrzebowanie na realizowanie indywidualnych zapotrzebowań przy jednoczesnej potrzebie wspólnoty. Dom, który stworzyła  Teresa Clerc, nie jest miejscem, w którym czeka się z rezygnacją na koniec. Znaleźć się tu, oznacza zyskać szansę na rozwijanie pasji i zainteresowań, cieszenie się życiem. Funkcjonuje tu coś, co moglibyśmy nazwać uniwersytetem trzeciego wieku i wre życie umysłowe oraz kulturalne. Pięciopiętrowy budynek mieści się w samym centrum Montreuil, w niewielkiej odległości od stacji metra, sklepów i kina. Tu się nie tkwi w stagnacji, tylko żyje i jest aktywnym.

Ceny za zamieszkanie w Domku Baby Jagi nie są wygórowane, bo miejsce to funkcjonuje na zasadzie stowarzyszenia. Mieszkanki działają na rzecz wspólnego domu jako wolontariuszki, każda może wnieść coś od siebie. Daje im to poczucie bycia potrzebnymi dla innych, pozwala się wykazać, a nie pozwala... zestarzeć. Bo starość nie musi się spieszyć. Naszą ideą jest powolne starzenie się - śmieje się twórczyni Domku Baby Jagi.

Czy w Domku Baby Jagi mogą zamieszkać panowie? Jeszcze nie. Ale nie jest powiedziane, że podobne projekty z myślą o nich nie powstaną. O domach aktywnych seniorów działających na zasadzie stowarzyszeń, myśli się na szerszą skalę. Pierwsze projekty na wzór Domku Baby Jagi powstały w Palaiseau oraz Bagneux i nic nie wskazuje na to, by miały to być jedyne tego typu miejsca. Wszystko z myślą o tym, by starość nie była czasem zrezygnowanego oczekiwania na wizyty najbliższych i... na koniec. To miejsca, w których pełni pasji i chęci życia ludzie nawzajem dopingują się do podejmowania nowych wyzwań.

Warto zapatrzyć się na francuskie przykłady. To kraj, w którym już jedna czwarta populacji Francji jest w wieku emerytalnym. Do roku 2050 w wiek ten wkroczy jedna trzecia Francuzów. Najwyraźniej zamierzają oni świadomie kierować swym życiem, a nie czekać na to, co zaoferują im młodsze pokolenia.

Dom spokojnej starości jako miejsce akcji hitu czytelniczego?

Dokładnie tak! Książka niezmiernie tajemniczego anonimowego autora, bije rekordy popularności, a jej akcja rozgrywa się właśnie w domu dla seniorów. "Małe eksperymenty ze szczęściem. Sekretny dziennik Hendrika Groena lat 83 i 3/4" ukazały się w w czerwcu 2014 roku w Holandii i od tej pory podbijają kolejne rynki Europy i nie tylko. Prawa do tej publikacji zakupiono już w 30 krajach, a holenderska telewizja rozpoczęła pracę nad serialem na podstawie dziennika ironicznego, ale ciągle pełnego chęci do życia Hendrika.

Co zadecydowało o wielkim sukcesie książki o miejscu, w którym mało kto pragnie się znaleźć, pełnej opisów stanów, do jakich nikt z nas się raczej nie spieszy? Chyba przede wszystkim świeżość potraktowania tematu starości. To, o czym najczęściej myślimy z mieszaniną lęku i rezygnacji, autor pamiętnika opisuje brutalnie szczerze, ale i z humorem. Fakt, niejednokrotnie to czarny humor, ale tonów minorowych brak.

Bohater zmaga się z problemami takimi jak nietrzymanie moczu i na randkę musi ubrać pieluchę. Ale on na tę randkę podąża i wieczór, podczas którego zaprasza do restauracji swą "leciwą księżniczkę", to czas udany. To naprawdę fajne uczucie, kiedy człowiek sobie zaszaleje - stwierdza bohater po wszystkim. I cóż, że szaleństwo pochłonęło połowę jego miesięcznej emerytury, a szczytem uniesienia była wymiana pocałunków w policzki. Hendrik nigdzie nie rozwodzi się nad mizerią takiego stanu rzeczy, a jedynie stwierdza z pogodnym dystansem do sprawy: Jeszcze nie tak dawno byłem zdania, że wraz z koniecznością noszenia pieluch osiąga się dolną granicę ludzkiej godności, ale coś mi się zdaje, że przesunąłem tę granicę trochę bardziej w dół. Człowiek do wszystkiego potrafi się przyzwyczaić.

Gdyby jednak w pamiętniku dominował ton rezygnacji, zapewne nie stałby się on hitem czytelniczym. A jest nim, bo opisuje miejsce, w którym żyją pełni wigoru i ciekawi siebie ludzie, funkcjonujący nie tylko pomimo różnych niedogodności wieku podeszłego, ale i w całkowitej zgodzie na ich obecność. Nikt nie rozdziera szat nad tym, co czyni z nim czas, po prostu korzysta się z dnia. I nie narzeka! Bohaterowie dążą do tego, do czego wszyscy inni ludzie na świecie - chcą być szczęśliwi. Nie jest to grupa zrezygnowanych starców. Oni chcą coś przeżywać i nie wahają się ruszyć, bo o te przeżycia zawalczyć.

Jak im się udaje? Na pewno lepiej niż wielu znacznie młodszym. W domu opieki, w którym toczy się akcja pamiętnika, nie ma miejsca na nudę, jest za to żądza przeżyć. Tak, bohaterom być może szwankują sztuczne biodra i wysuwają się  z ust protezy. Ale to im nie przeszkadza w dobrej zabawie życiem, takim jakie ono właśnie jest.

Czego pragnąć więcej?

Złowrogie skojarzenia wokół tematu domów spokojnej radości powodują wiele zła - napawają lękiem i czynią człowieka nieszczęśliwym niejako zaocznie, na długo nieraz przed znalezieniem się w domu spokojnej starości (o ile w ogóle do takiego scenariusza dochodzi).

Czy słusznie? Jakie macie zdanie? Pełne sceptycyzmu i rezygnacji ? Czas je przewietrzyć. Dziś starzy ludzie są znacznie młodsi od swych rówieśników sprzed dwudziestu lat. Starość zwolniła i umożliwiła cieszenie się życiem. To cenne. Cieszmy się tym i dajmy sobie czas, jeżeli nie umiemy zrozumieć, że dom spokojnej starości nie jest żadnym wyrokiem.

Czytaj też: Świadczenie kompensacyjne dla nauczycieli – czym są?